Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 303.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wajcie jak swoje. Niemasz teraz gołoledzi ani grudy; nie podbije się koń, bo śnieg po tebinki, droga miękka, nie trzeba podkow«. Mieszczanie za piniądze, do worka z nimi, a pan fiercyk[1] nos zwiesił. Mieszczanie tedy do nog; co mię przedtym nie znali, ani wiązki siana nie przyniesiono, bom też o to i nie mowił — wskok składać się, nosić rożnych rzeczy. Alem tego nie chciał; konie nakarmiwszy, pojechałem, a oni też z ochoty wstawili na sanie barełkę gorzałki w 6 garcy. Poszedłem tedy z nimi powoli, konie dobrze karmiąc. Po wsiach, po miastach, wszędzie dawano jeść i pić, ale piniędzy — Panie zachowaj! — nie kazałem nigdzie wziąć. Tak tedy idąc aż pod Lepel[2], zażywaliśmy pewnie dobrego bytu; gdyby był kożdy podobno miał i dziesięć brzuchow, to było co jeść i pić. O to tylko na mnie narzekał ow oficer, żem piniędzy nigdzie nie dał brać; mowił, że za tym listem mogłbym był wziąć z kilka tysięcy, poko nie dojdziemy do obozu, i namawiał mię na to, pokazując pożytek; alem ja nie pozwolił, bo o moję chodziło reputacyą. Mieli przecie drabi swoje sposoby do nabycia piniędzy: nabrawszy leguminy w jednym miejscu, to ją w drugim przedawali miejscu ludziom.

Jedziemy raz puszczą wielką, aż między lassem duża wieś i słychać tam krzyk, hałas. Wdowa mieszkała we dworze, nie pomnię, jako ją zwano. Przyjeżdżamy bliżej, aż dwor rabują, szlachcianka chodzi, zała-

  1. tu w znaczeniu: frant
  2. Lepel — m. w dawnem wojew. połockiem.