Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 334.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I po staremu nie wysłali nikogo; nie tuszyli bo, żebym się odważył natrzeć na miasto, gdzie stoi kupa konfederatow. Ja jednak rzekę do posłow: »Panowie, każcież przy mnie stanąć i swoim ludziom, bo to tu chodzi o kontempt i mego krola, i waszego cara, jeżeliby tu nas niewdzięcznością[1] nakarmiono«. Posłowie tedy: »Bardzo dobrze«. Nietylko tedy ludziom kazali, ale i sami powsiadali na konie. Zordynowałem ich tedy tak: semenow 40 i moja czeladź wprzod; strzelcow moskiewskich, co od wozow, 15; po obydwu skrzydłach piechota z długą strzelbą, a Moskwa konna dopiero za nami. Sam jechałem przed tymi wszystkimi, a strzelcy piechotni blisko mnie. Było nas przecię 100 koni z okładą. Wchodzą w miasto: niemas żadnej przeszkody. Jużem w poł ulice, aż dopiero bieży dwoch towarzystwa, a czeladzi z kilkadziesiąt z bandeletami. Stanęli tedy, nie rzekli nic; my też ich pominęli. A potym za nimi przybywa po trzech, po czterech, ze strzelbą. Oni czapki pozdejmowali: i my też. Stoją oni, rozumiejąc, że to ja tylko przechodzę przez miasto. Aż dopiero, upodobawszy sobie miejsce, gdzie widzę domy budowne i porządne, stanąłem i pokazuję posłowi: »Mści Panowie, tu gospoda Wściow«, a sam po tej ręce stanąłem od rynku. Oni, obaczywszy, że z koni zsiadamy, hożo pośpieszywszy, przypadli. »A Wść to następujesz na nasze kwatery?« Ja odpowiedam: »A Wść następujecie na powagę majestatow dwoch monarchow, polskiego i moskiewskiego, kiedy contra

  1. T. j. nieuprzejmością