Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 365.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Bom do tatarskiego rządu przyjechał, nie do tego narodu, ktory powinien być polityczny i w tym się postrzegający, żeby dla gościa wolne zostawiać gospody«. Rzecze mieszczanin, tych pustek pan: »Ej, Mści Panie, każ mu Wść konie wygnać na ulicę: ato jeszcze przedrwiewa z Wści«. On rzecze: »Wygania[j]!«. — »Nie wyganiaj!« (A działo się to w izbie między końmi). Porwie się ow gospodarz mieszczanin odwięzować konie, a moj go czeladnik obuchem w piersi, padł; do szabel. Jak się stał tumult — miałem wołoszyna kasztanowatego, haniebnie bystrego — zamięszawszy się, uskoczył się z przycięcia jeden Litwin między konie; jak go wytnie moj kasztanowaty nogami, padł i ten — to już dwaj leżą. Wytoczyła się ta sprawa per appellationem[1] między pokrzywy już z izby; tamże dopiero po sobie. Moj wyrostek pilnował mi tyłu, dwoch zaś czeladzi tuż pole mnie. Jakoś tam wyrostka ode mnie odsaczyli: urwał mię jeden ztyłu, ale przecię niebardzo, i zaraz na stronę odskoczył. W tym zaraz razie pan powalił się w pokrzywach; skoczyli zaraz przed niego czeladź z szablami, że mu się nic nie dostało i wstał. Sunie na mnie prosto, tnie z mocy; wytrzymałem, a potym odłożywszy, wytnę go przez puls; nic to: dalej po sobie. Moj też czeladnik jego pachołka w łeb ciąn: padł. J–oMść znowu natrze z owym razem; znowu go przez palce: upuścił szablę, w nogi. Moj wyrostek po nim; powalił się znowu w owych chwastach; ciąn go kilka razy, ażem zawołał: »Stoj!« Ostatek też

  1. przez apelację (zwrot sądowy, żartem tu użyty)