poschodziły. A on z [s]woją dywizyą i w poł tej drogi nie dotarł, gdzie ja, i szlaku tatarskiego nie powąchał, bo go także nie słuchali.
Jak on skończył, aż mowi pisarz polny, Czarniecki Stefan, do mnie: »A Wść na inszym szlaku byłeś z [s]wemi ludźmi?« Powiem: »Tak jest«. — »Więc trzeba osobną relacyą uczynić [z] swojej przysługi«. Rzekli insi senatorowie: »I bardzo trzeba«. Dopiero ja mowię: »Powinność to jest nasza poddańska exsequi mandata[1] Waszej Krolewskiej Mści, Pana mego Miłościwego, protunc[2] wielkiego wodza i szafarza krwie naszej, ktorą że ochotnie kożdy z wiernych poddanych in aleam fortunae[3] nieść i łożyć powinien, o tym się sądzę; quo animo[4] zaś i z jaką gotowością in praesenti termino[5] należytą za dostojeństwo majestatu WKMści, Pana mego Miłościwego, kto ofiarował victimam, non indago[6]. Moje i komilitonow moich actiones[7], choćby najlepsze, chwalić non expedit[8]; gani[ć] zaś, jeśli nikczemne, crudele[9]. Tych rzeczy, ktore się ponderować[10] mogą in statera iudicii[11], ani ganić ani chwalić; mało po tym, ponieważ eventus acta probat[12]. Nie wiem, czy złe oko, żeśmy dotarszy szlako[w] nieprzyjacielskich, widząc ognie i tumany, pewnym językiem nie mogli się przysłużyć WKMści, Panu memu Miłościwemu. Relacyej J-oMści pana łowczego podlaskiego, MM pana