Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 548.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lenił się, okraczywszy go owemi srogimi szponami, i zawszem żywiusieńkiego odebrał. Rzuciłeś go też do największego ptaka — i tego się nie wstydził; gęsi, kaczki, czaple, kanie, kruki uganiał tak, jako przepiorki, bo ich i kilka na dzień ugonił. Tak był mocny, że z zającem starym, związawszy się i udusiwszy, to czasem poprawił się, i na drugi zagon podlatując sobie z nim, podnosząc go od ziemie jak kuropatwę. Miałem go ośm lat, poko mi nie zdechł. Do myślistwa zaś z charty mowiąc, rozmnożyłem był sobie gniazdo chartow od brata[1] mego, pana Stanisława Paska z ziemie sochaczowskiej; ktore charty były i piękne i rosłe, a przytym tak rącze, że nie trzeba było nigdy [dwu] zmykać[2] do zająca i do liszki, tylko jedno ktorekolwiek alternatą[3], jednak do kożdego zająca insze, a nigdy zając nie uciekł; do wilka zaś to już pospolitym ruszeniem[4]. I takie to bywało przysłowie u myśliwych sąsiadow moich, że to nieszczęśliwy zwierz, ktory się z panem Paskiem potka, bo mu się już nie dostanie uciec.

W tym zaś osobliwą miałem komplacencyą[5], żem zawsze dzikich zwierzow tak ćwiczył, że to i łaskawe było i ze psy przestawało i rowno ze psy swego dzikiego brata goniło. Przyjechał kto do mnie, to liszka po podworzu z chartami igra; wnidzie do izby, to szyc[6] pod stołem leży, a zając na nim siedzi. Potkał-li mię też kto nieznajomy, na polowanie jadącego, obaczył,

  1. stryjecznego
  2. spuszczać ze smyczy
  3. naprzemiany
  4. t. j. były puszczane wszystkie charty
  5. upodobanie
  6. Por. str. 205, przyp. 2.