Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/101

Ta strona została przepisana.
107
JAN III SOBIESKI.

ry na jego widok cofnął się o parę kroków.
— Zginiesz, jeśli mnie dotkniesz! — wołała wstrząsając sztyletem.
Allaraba spojrzał ponuro błyskającemi oczyma na ślepą niewolnicę, któ ra ważyła się grozić mu.
— Niewolnico! — zawołał, — nie drażnij mnie, bo chłosta cię poskromi!
— Nie uczynisz tego, — odpowiedziała Sassa śmiało, — bo w chwili, w której wydałbyś taki rozkaz, — krew moja popłynęłaby na ten dywan!
— Daję słowo, że ta niewolnica jest odważna! — rzekł Allaraba zdziwiony i zadzwonił.
Wszedł Timur.
— Chodź i zaprowadź skowronka napowrót do jego klatki, — rozkazał Allaraba, — już on tam złagodnieje! Timur wziął Sassę za rękę, pociągnął za sobą i odprowadził do izby bajadarek.
Tu Sassa upadła na kolana... trzymała jeszcze sztylet w ręku, lecz siły jej były już wyczerpane.

22.
Wyznanie Maryi.

Stary kasztelan krakowski, posiwiały w zaszczytach Jan Zamojski, mąż surowy i poważny, wieczorem dnia, w którym odbywała się schadzka w różanym ogrodzie, znajdował się z kilkoma, innymi dostojnikami koronnymi u nowo wybranego króla, ażeby z nim ułożyć kilka szczegółów koronacyjnego obchodu.
Podczaszy ze złotych dzbanów napełniał winem starożytne puhary.
Było już późno, gdy doradzcy królewscy wyszli od monarchy i rozstali się z sobą w galeryi zamkowej.
Każdy z nich udał się do zajmowanej przez siebie części zamku. Narady i uroczystości się skończyły.
Gdy stary kasztelan krakowski zwrócił się w długi sklepiony, korytarz, który prowadził do pokoi zajmowanych przez niego i jego małżonkę, wydało mu się, jak gdyby coś poruszało się na końcu korytarza.
Korytarz ten oświetlony był niedostatecznie, słabem światłem, które księżyc rzucał przez okna.
Janowi Zamojskiemu zdawało się, że widzi długą suknię osoby idącej przez korytarz.
Mógł to być jakiś przedmiot poruszany przez powiew wiatru.
Światło i cień zmieniały się kolejno w korytarzu.
Gdy kasztelan krakowski zbliżył się do swoich pokoi, wysunęła się nagle z cienia kobieca postać i przystąpiła do niego.
Sądził w pierwszej chwili, że to Marya Kazimiera, jego małżonka. Wkrótce jednak, gdy przeszedł wraz z tą postacią koło jednego z okien korytarza i gdy jasny blask księżyca padł na nią, ujrzał, że to była inna gęstym welonem osłonięta dama.
— Słowo tylko, kasztelanie krakowski! — dał się słyszeć głos przytłumiony welonem, — ale nikt nie powinien słyszeć tego, co ci zamierzam powiedzieć!
— Kto pani jesteś? zasłoniłaś welon tak, że nie mogę cię poznać, — rzekł Jan Zamojski.
— Twoja przyjaciółka, kasztelanie krakowski!
— Jeżeli jesteś moją przyjaciółką nie potrzebujesz się zasłaniać!
— Posłuchaj mnie! Czy wiesz gdzie jest Marya Kazimiera, twoja małżonka?