Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/107

Ta strona została przepisana.
113
JAN III SOBIESKI.

Teraz stał na czele państwa ciężko zagrożonego przez wewnętrznych i zewnętrznych nieprzyjaciół.
Siedział tak z głową wspartą na ręku przy marmurowym stole, gdy nagle otworzyły się drzwi pokoju.
Służący oddalili się, panowie należący do orszaku królewskiego znajdowali się w przyległej sali. Drzwi, które cicho się otworzyły, prowadziły z innego pokoju do salonu, w którym znajdował się monarcha.
Odgłos kroków zwrócił uwagę Michała. Twarz jego zachmurzyła się.
Na progu ukazał się człowiek, który się śmiał jak obłąkany, a ubranym był wczerwoną bluzę, czerwone obcisłe spodnie i czerwone boty.
Był to czerwony Sarafan.
Król Michał wstał niechętnie i spojrzał z zadziwieniem na szczególnego człowieka, który zdołał się dostać aż przed jego oblicze.
— Przybywam z wizytą! — rzekł czerwony Sarafan, śmiejąc się.
Twarz jego była blada, pociągła, nos ostro zakończony, oczy jego miały czasami martwy wyraz, a czasami błyskały jakby pod wpływem myśli budzących się nagle pod czaszką tej szcze gólnej postaci.
Król mierzył go podejrzliwym wzrokiem.
Czerwony Sarafan zdjął czapkę. Włosy w nieładzie spadały mu na czoło.
— Kto jesteś, dziwny człowieku? — zapytał król, — wyglądasz na jakiegoś kuglarza!
Sarafan spojrzał po sobie z uśmiechem.
— Pięknie! — szepnął, — Sarafan pięknie wygląda!
Król drgnął usłyszawszy te słowa.
— Więc jesteś czerwony Sarafan, o którym już słyszałem, — rzekł, — widzę cię jednak po raz pierwszy! Skąd przybywasz?
— He! he! jestem raz tu, raz tam! Czy wasza królewska mość nie potrzebuje dworskiego błazna?
— Ale pytam cię, skąd jesteś? kto jest twój ojciec? Czerwony Sarafan spojrzał jakby z zadziwieniem na króla.
— Musisz przecież mieć ojca i matkę, — mówił król Michał dalej, — mu siałeś się gdzieś urodzić!
Czerwony Sarafan zaczął macać rękami naokoło siebie.
— Hm... ciemno tutaj! — mruknął zamiast odpowiedzi, — na jeden krok od siebie widzieć niepodobna!
Król wstrząsnął głową. Świece w świeczniku paliły się na stole. Czerwny Sarafan poruszał się jednakże tak, jakby się znajdował w ciemności.
Nagle roześmiał się dziko, jak obłąkany.
— Gdybym był królem, piłbym codzień wino! — zawołał, — hejsa!... Toby było wesołe życie! Miej się na baczności, panie królu! Jest tam za wielką rzeką sześć tysięcy nieprzyjaciela!
— Niewiadomo, czy ten człowiek mówi prawdę, czy plecie w obłąkaniu, — rzekł do siebie Michał, — wygląda bardzo nieprzyjemnie!
— Widzicie? widzicie? — zawołał czerwony Sarafan, zgiąwszy się nagłe i wskazując w róg pokoju, — skrada się tu do mnie! To moja matka! Szuka mnie! Jest noc! Przychodzi mnie zabrać! Cicho! Niech mnie nie spostrzeże! Ma w ręku chustkę.... wynosi... niesie mnie do rzeki, gdzie trzciną i si-