towie... rzuca mnie... rzuca mnie do wody!...
Król wzdrygnął się. Czerwony Sarafan poruszał rękami jak tonący, który chce się ratować.
Nagle uspokoił się i zaczął się wsłuchiwać.
— Teraz idą... wyciągną mnie... he! he! bądź spokojny Sarafanie! Wyciągną cię!...
I znowu dał się słyszeć śmiech przeraźliwy, którego odgłos doszedł do przedpokoju.
Drzwi otworzono pocichu i ostrożnie.
Kilku służących ukazało się na progu.
Czerwony Sarafan stał przez chwi lę nieporuszony, następnie wskazał na nich:
— To są słudzy mojego ojca! — zawołał nagle prostując się, — tutaj! do mnie! Dlaczego dajecie mi wołać tak długo? Chcę wina!
— Dajcie temu nieszczęśliwemu wina i wyprowadźcie go z zamku! — rozkazał król.
Służący chcieli pochwycić i wyprowadzić czerwonego Sarafana!
— Nie dotykajcie mnie swojemi niegodnemi rękami, nicponie i opoje! — wołał czerwony Sarafan, — czy nie widzicie, kto jestem? Miejcie uszanowanie dla wielkiego księcia, psy jedne! Wina tu! Czego stoicie i gapicie się na mnie!
Oczy czerwonego Sarafana błysnęły, stanął w postawie dumnej i rozkazującej.
Nagle wybuchnął głośnym śmiechem i pochyliwszy się znowu, zaczął tańczyć dokoła pokoju, wyciągając ręce przed siebie.
Wtem wszedł służący z wielkim, winem napełnionym puharem.
Czerwony Sarafan przyskoczył do niego, wziął puhar i wychylił jednym tchem.
Trunek smakował mu. Śmiał się zadowolony, tańczył i skakał jeszcze kilka razy dokoła pokoju i w takich poskokach wybiegł na korytarz gdzie służący zebrali się koło niego i patrzyli nań ciekawie.
Powoli ucichł odgłos jego śmiechu. Czerwony Sarafan w poskokach opuścił zamek i zniknął w ciemnych ulicach Warszawy.
— Nikt nie wie skąd on się bierze, — rozumowali służący, — a przynosi z sobą nieszczęście i rozlew krwi wszędzie gdzie się ukaże! I w zamku czegoś spodziewać się trzeba, bo czerwony Sarafan tu tańczył!
— Powątpiewam o twej potędze i o twojej sztuce, kapłanie, — rzekła dumnie Jagiellona do Allaraby, znajdując się z nim w jego namiocie, — słowa twoje nie sprawdziły się! Powiedziałeś mi, że Jan Sobieski znajduje się już w moich rękach, że sam się zgubi swoją miłością... Było to fałszywe proroctwo, kapłanie!
— Wiem co się stało dostojna pani, wiem co cię do mnie sprowadza, Jagiellono Wassalska, — odpowiedział Allaraba, którego chytra i namiętnościami zorana twarz świadczyła, że chę tnie przyjmował odwiedziny pięknej wdowy po wojewodzie, a jeszcze chętniej pociągnąłby ją w swoje objęcia,