Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/108

Ta strona została przepisana.
 114
JAN III SOBIESKI.

towie... rzuca mnie... rzuca mnie do wody!...
Król wzdrygnął się. Czerwony Sarafan poruszał rękami jak tonący, który chce się ratować.
Nagle uspokoił się i zaczął się wsłuchiwać.
— Teraz idą... wyciągną mnie... he! he! bądź spokojny Sarafanie! Wyciągną cię!...
I znowu dał się słyszeć śmiech przeraźliwy, którego odgłos doszedł do przedpokoju.
Drzwi otworzono pocichu i ostrożnie.
Kilku służących ukazało się na progu.
Czerwony Sarafan stał przez chwi lę nieporuszony, następnie wskazał na nich:
— To są słudzy mojego ojca! — zawołał nagle prostując się, — tutaj! do mnie! Dlaczego dajecie mi wołać tak długo? Chcę wina!
— Dajcie temu nieszczęśliwemu wina i wyprowadźcie go z zamku! — rozkazał król.
Służący chcieli pochwycić i wyprowadzić czerwonego Sarafana!
— Nie dotykajcie mnie swojemi niegodnemi rękami, nicponie i opoje! — wołał czerwony Sarafan, — czy nie widzicie, kto jestem? Miejcie uszanowanie dla wielkiego księcia, psy jedne! Wina tu! Czego stoicie i gapicie się na mnie!
Oczy czerwonego Sarafana błysnęły, stanął w postawie dumnej i rozkazującej.
Nagle wybuchnął głośnym śmiechem i pochyliwszy się znowu, zaczął tańczyć dokoła pokoju, wyciągając ręce przed siebie.
Wtem wszedł służący z wielkim, winem napełnionym puharem.
Czerwony Sarafan przyskoczył do niego, wziął puhar i wychylił jednym tchem.
Trunek smakował mu. Śmiał się zadowolony, tańczył i skakał jeszcze kilka razy dokoła pokoju i w takich poskokach wybiegł na korytarz gdzie służący zebrali się koło niego i patrzyli nań ciekawie.
Powoli ucichł odgłos jego śmiechu. Czerwony Sarafan w poskokach opuścił zamek i zniknął w ciemnych ulicach Warszawy.
— Nikt nie wie skąd on się bierze, — rozumowali służący, — a przynosi z sobą nieszczęście i rozlew krwi wszędzie gdzie się ukaże! I w zamku czegoś spodziewać się trzeba, bo czerwony Sarafan tu tańczył!

24
Napój miłosny.

— Powątpiewam o twej potędze i o twojej sztuce, kapłanie, — rzekła dumnie Jagiellona do Allaraby, znajdując się z nim w jego namiocie, — słowa twoje nie sprawdziły się! Powiedziałeś mi, że Jan Sobieski znajduje się już w moich rękach, że sam się zgubi swoją miłością... Było to fałszywe proroctwo, kapłanie!
— Wiem co się stało dostojna pani, wiem co cię do mnie sprowadza, Jagiellono Wassalska, — odpowiedział Allaraba, którego chytra i namiętnościami zorana twarz świadczyła, że chę tnie przyjmował odwiedziny pięknej wdowy po wojewodzie, a jeszcze chętniej pociągnąłby ją w swoje objęcia,