Dwie bajadery spały.
Sassa tylko czuwała i słuchała... wszystkie jej zmysły były natężone do najwyższego stopnia.
Postanowienie jej było niezachwiane! Zamierzyła bądź co bądź dostać ów napój! Jeżeli część jego przymiesza do wina Janowi Sobieskiemu, posiędzie jego miłość wzajemną! Myśl ta wracała życie ślepej niewolnicy, której serce biło jedynie dla ukochanego.
Musiała w tym celu uciec z namiotu!
Ostry jej słuch rozeznał, że izba, w której się znajdowała i której ściany były zbite z desek, była u góry otwarta, pokrycie jej. stanowił tylko lekki dach namiotowy z tkaniny.
Jeżeli jej się uda wdrapać po ścianie, będzie mogła przez nią przeleźć i znajdzie może wyjście na wolność.
Allaraba budzący postrach, tajemniczy człowiek udał się zapewne ze swoim sługą Timurem do drugiego namiotu, ponieważ nie było słychać żadnego ruchu ani głosu.
Sassa ufała swojej zręczności. Weszła na sofę i sięgnęła do wierzchu ściany, ręce jej nie dostawały jednak jeszcze do niego.
Powzięła zatem rozpaczne postanowienie uchwycenia się wierzchołka ściany w podskoku.
Rzeczywiście pochwyciła górny brzeg deski wierzchniej i całem wysileniem starała się dostać na górę.
Smagłej, gibkiej, pięknie zbudowanej dziewczynie udało się spełnić ten zamiar. Z łatwością potem zsunęła się na drugą stronę. Wiedziała o tem, że się jeszcze znajdowała w namiocie, ale sądziła, że z tej jego części zdoła się wydostać bez trudu.
Ostrożnie rękami macając koło siebie postępowała dalej i doszła do ściany, którą stanowiło tylko silnie rozciągnięte płótno. W kika sekund dostała się do miejsca, w którem się znajdowała zasłaniająca wyjście firanka.
Odrzuciła ją... i uczuła powiew świeżego powietrza.
Szybko jak cień szary skowronek pomknął na wolność.
Wiedziała, w jakim kierunku ma się udać, ażeby dostać się do miasta.
Potrzebowała tylko szybko przybyć do starego królewskiego zamku.
Oddaliła się od namiotu. Macała rękami przed sobą, ażeby nie uderzyć o drzewo i ostrożnie a szybko dotykała stopami ziemi, ażeby wiedzieć, gdzie stąpa.
Gdy po godzinie mniej więcej przy była pod mury miasta, zaczęła iść pod niemi, macając ręką, aby znaleźć furtkę, przez którą Timur niepostrzeżony wyniósł ją z ogrodu.
Szczęście jej sprzyjało! Znalazła wkrótce furtkę, nie natrafiwszy na żadną przeszkodę.
Otworzyła ją ostrożnie i pocichu weszła do tylnych części wielkiego ogrodu.
Aż dotąd wszystko udało się szczę śliwie, teraz jednak oczekiwała ją najtrudniejsza część zuchwałego przedsięwzięcia! Trzeba było dostać się do zamku i niepostrzeżenie wejść do pokoi, które zamieszkiwała Jagiellona bawiąc w Warszawie. Sassa wiedziała wprawdzie, gdzie leżały te pokoje, ale musiała starać się o to, ażeby jej nikt nie spostrzegł.