Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/113

Ta strona została przepisana.
119 
JAN III SOBIESKI.

Ślepa niewolnica posiadała jednak wiele odwagi i determinacyi! Postanowiła dostać napój miłosny i dać go temu, którego kochała!
Szybko zamknęła furtkę za sobą i poszła dalej powoli i ostrożnie, nasłuchując i macając rękami, przez osłonię ty ciemnością i nocną ciszą ogród.
Wkrótce zbliżyła się do zamku.
A do tej chwil nikt jej nie widział.
Teraz potrzeba było nie dać się spostrzedz służbie.
Sassa złożyła drżące z wzruszenia ręce.
Modliła się.
Następnie weszła z tarasu do zamku. Nie mogła widzieć, czy kogo nie ma w bliskości. Musiała się we wszystkiem zdawać na delikatności swego słuchu.
Wtem, gdy weszła w jeden długi korytarz, usłyszała odgłos kroków i rozmowy, prowadzonej w pewnej odległości.
Ukryła się szybko we framudze.
Pognała głosy. Byli to dwaj bracia Pacowie, dwaj wpływowi dostojnicy, którzy niechętnem okiem widzieli wzbijanie się do zenitu gwiazdy szczęścia Jana Sobieskiego.
Kanclerz Pac zdawał się jeszcze większą pałać do Sobieskiego nienawiścią, niż brat jego, hetman polny litewski.
— Tak jest jak ci powiadam, — mówił stłumionym głosem pierwszy, — nowoobrany król, sprzyja bardzo Sobieskiemu. Powierzył mu naczelne dowództwo w kampanii przeciw Doroszence i daję słowo, że jeżeli temu zapaleńcowi uda się pobić kozaków, to może być pewny swej buławy koronnej!
— Mnie raczej należałaby ona niż jemu, na moje zbawienie! — odpowiedział hetman polny litewski.
— Król Michał chce mu schlebić i pozyskać go sobie, bo wie, że wojsko bardzo jest przywiązane do Sobieskieog, — mówił dalej kanclerz, którego głos coraz bardziej słabł w oddaleniu, — Sobieski jedzie teraz do Krakowa, ażeby sobie przybrać podwładnych dowódzców!
— Do Krakowa! do pięknej Maryi Zamojskiej! — rzekł drugi brat szyderczo, — na wszystkich świętych, nie jestem ja jego przyjacielem! Czy nie słyszałeś co wojewodzina Wassalska mówiła wczoraj do biskupa Olszowskiego? Jemu przy urodzeniu przepowiedziano koronę!
Kanclerz roześmiał się i dał w ten sposób folgę wybuchowi swmjej niechęci.
— Koronę? — zawołał, — no, mój bracie, dopóki ja żyję, nie dostanie jej! Może go olśniewa jej blask, może wybór Wiśniowieckiego, takiego jak on szlachcica, budzi w nim nadzieję, że prędzej lub później będzie mógł sięgnąć po koronę, ale powiadam ci, że ta szabla, którą noszę przy boku, odcięłaby rękę którąby po nią wyciągnął!
Głosy znikły w oddaleniu.
Sassa zerwała się z miejsca.
— Do Krakowa — szepnęła, — chcę jechać do Krakowa... do Maryi Zamojskiej! Gdy mu zadam ten napój, przestanie ją kochać!
Ślepa niewolnica słuchała.
Korytarze były puste.
Chwila działania nadeszła.
Znała dokładnie oddaloną część zamku, w której znajdowały się pokoje Jagiellony, poszła więc korytarzami, ażeby dostać się do nich jak najprędzej.