Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/116

Ta strona została przepisana.
122
JAN III SOBIESKI.

— Czy cię zobaczę w Krakowie? Raz tylko pragnąłbym cię ująć w objęcia, raz usłyszeć słowa miłości, potem spokojnie pójdę na śmierć i w zamęcie walki położę głowę za ojczyznę! Tak, Janie Zamojski, poświęcę się, umrę za moję miłość, zostawię ci Maryę, jeżeli i ona nie będzie wołała umrzeć ze mną!
Młodzi szlachta którzy towarzyszyli Sobieskiemu, widzieli ponurą i zrozpaczoną jego twarz, a niejeden z nich odgadywał i mógł się domyślać, co się działo w sercu wodza. Żaden jednak nie poważył się mówić z nim o tem.
Po szybkiej jeździe podróżni przybyli do Krakowa, gdzie mieli zabawić dni kilka.
Stary kasztelan krakowski przyjął w zamku wysłańców króla.
Spotkanie Jana Sobieskiego ze sta rym kasztelanem było szczególne.
Sprawy prywatne trzeba było jednakże zostawić na boku wobec spraw państwa, które ich zmuszały do komunikowania się z sobą.
Marya nie była obecną podczas przyjęcia. Stary kasztelan powitał hetmana polnego i jego towarzyszów i był zmuszony zaprosić ich, ażeby zamieszkali w zamku, dopóki obowiązek każę im pozostać w Krakowie.
Ani jedno słowo gniewu lub wyrzutu nie wyszło z ust szlachetnego starca. Był on zbyt dumny a zarazem zbyt sprawiedliwy i łagodny, ażeby przykremi słowy przemawiać lub grozić temu, który uczuł w sercu miłość dla Maryi. Powiedział sobie, że jest starcem i że młoda, pragnąca żyć Marya naturalnie w młodym, dzielnym człowieku, więcej niż w nim znajdować musiała upodobania.
Miał tylko jedno silne postanowienie: ocalić honor swojego domu! Dopóki on żył, Jan Sobieski nie powinien był widzieć Maryi! Gdy Sobieski z towarzyszami przy był do Krakowa, Marya z polecenia swego małżonka opuściła miasto wyjeżdżając na czas bytności Sobieskiego do starostwa nadanego Zamojskiemu przez króla.
— Bądź jak u siebie w zamku, panie hetmanie polny, — rzekł stary kasztelan krakowski do Jana Sobieskiego.
Przyjęcie to uczyniło szczególne wrażenie na młodym bohaterze.
W milczeniu podał rękę szlachetnemu starcowi.
— Jesteś moim gościem wraz ze swymi towarzyszami, panie hetmanie polny, — mówił Zamojski głosem poważnym ale wolnym od nienawiści, — witam was! Sala jadalna stoi otworem, wypiję z wami za pomyślność rozpoczynającej się kampanii, a to, co pomię dzy nami zaszło, niechaj pójdzie w zapomnienie!
— Szlachetny starcze! — zawołał Sobieski w nadmiarze uczuć, które się w nim obudziły, nie spodziewałem się tego przyjęcia!
— Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, a ty, hetmanie, jesteś jej dzielnym rycerzem! Sprawy i zajścia familijne muszą ustąpić przed tym względem! Wiem, że masz dosyć poczucia honoru, ażebyś zrozumiał moje postępowanie! Wiem, że dopóki żyć będę, nie uczynisz ponownie nic takiego, coby ubliżyło mojemu honorowi!
— Przyrzekam ci na to uroczyście, szlachetny kasztelanie! — zawo-