Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/121

Ta strona została przepisana.
127
JAN III SOBIESKI.

I gdy sądziła, że przybyła do celu, gdy z mozołem i trudem dostała się do Krakowa, dowiedziała się, że Jan Sobieski wyjechał!
Wywarło to pognębiający wpływ na biedną, ślepą niewolnicę.
Strażnik bramy, który ją znał dawniej, uczuł dla niej współczucie.
— Jesteś bardzo zmęczona, Sasso! — rzekł, musiałaś zrobić długą drogę! Wejdź i odpocznij! Znajdzie się tu trochę wina dla ciebie!
— Tylko kilka chwil mogę odpocząć, strażniku, — odpowiedziała Sassa, — usiędę tutaj pod bramą.
— Ażeby z ciebie żartowali chłopcy i dziewczęta?... Nie, nie! Wejdź tutaj i odpocznij! Tu w moim domku znajdzie się lepsze miejsce dla ciebie! Dozorca podniósł kratę, podał ślepej niewolnicy rękę i poprowadził ją do ławki znajdującej się przed jego domkiem.
— Tu siadaj, biedna dziewczyno! Na moje zbawienie, wierną jesteś Sobieskiemu! Biegasz za hetmanem polnym, jakbyś mu miała przynieść ważną wiadomość o nieprzyjacielu, — mówił strażnik przynosząc dzbanek, w którym znajdowało się nieco wina, — masz i napij się!
— Dobry jesteście dla mnie, strażniku, dziękuję wam z całego serca, — odpowiedziała Sassa, pijąc trunek, któ ry ją orzeźwiał i dodał jej nowych sił.
Nagle jednak przestała pić.
— Czy to wszystko wino w dzbanku jest dla mnie? — zapytała.
— Wypij je Sasso!
— Skoro mi je daj ecie, to mogę je wziąść z sobą, — rzekła ślepa niewolnica.
Dlaczego nie?
Sassa zaczęła zręcznie przelewać wino do dzbanuszka, który miała zawieszony u pasa.
— Ma jeszcze wodę w dzbanuszku i miesza ją z winem, — szepnął straż nik.
Sassa miała w naczyniu napój, który przeznaczała dla Jana Sobieskiego i który wzięła z pokoju Jagiellony.
Dolawszy do niego wina, oddała dzbanek strażnikowi.
— Dziękuję wam, — rzekła, — a teraz zróbcie mi jeszcze jednę łaskę! Powiedźcie mi, w którą stronę mój pan się udał?
Dozorca bramy wskazał jej jednę z poblizkich miejscowości, do której drogę znała już dawniej.
— Wyrusza z chorągwiami, które się w okolicy zebrały, na wojnę, — dodał, — jeżeli się jeszcze pośpieszysz, to może go jeszcze dogonisz, bo oddziały wojska są piesze!
— A więc zaraz puszczam się w drogę, — odpowiedziała ślepa niewolnica wstając.
— Ale masz nogi zupełnie poranione, Sasso, — zauważył strażnik bramy miejskiej z współczuciem.
— Wyleczą się... muszę iść, — od powiedziała Sassa, — bywajcie zdrowi dozorco, dziękuję wam!
Sassa podała mu rękę na pożegnanie. Wyprowadził on ją za bramę i patrzył za odchodzącą.
— Biedna dziewczyna! — mówił do siebie, — nie może widzieć słońca i błękitu nieba, nie może się cieszyć zielonością lasów i pól, żyje wśród ciągłej nocy, nie wie jak wyglądają ludzie, nie zna różnicy pomiędzy nocą a dniem! A jednak idzie śmiało naprzód! To prawdziwie rzecz dziwna, że znaj-