bieski zaczął ją kochać. Przekonanie to przejmowało ją niedającą się opisać rozkoszą.
Gdy ranek zaświtał, Jan Sobieski się obudził.
Szyldwach zawiadomił go, że ślepa niewolnica przybyła w nocy, a nim skończył mówić, już Sassa stanęła przed swoim panem.
Jan Sobieski zawołał na żołnierza, żeby mu przyniósł wody, ponieważ czu je pragnienie.
Wtedy Sassa z bijącem sercem przystąpiła do niego.
— Weź mój dzbanek, panie i pij, — rzekła drżącym z wzruszenia głosem, wiedząc, że cel swój osiągnęła.
Podała swój dzbanek Sobieskiemu.
W tej chwili miało rozstrzygnąć się wszystko!
Jeżeli Sobieski przyjmie podany przez Sasoę napój orzeźwiający, to plan Sassy będzie uwieńczony powodzeniem.
I Sobieski wziął dzbanuszek, zawierający napój Allaraby pomieszany z winem.
Serce ślepej niewolnicy biło gwałtownie.
Słuchała... słuch ją przekonał, że Sobieski pił.
Stało się zatem!... Od tej chwili należał do niej.
Sassa była pewną, że trunek będzie skutecznym i że Sobieski ją pokocha. Myśl ta przejmowała ją szczęściem.
Oddał jej próżny dzbanuszek.
— Dziękuję ci, Sasso, — rzekł z dobrocią, — ale czegóż tak drżysz?
— Nie pytaj mnie panie! Jestem blizko ciebie, znalazłam cię, — odpowiedziała ślepa niewolnica, — nie łaj mnie, żem poszła za tobą, nie mogłam postąpić inaczej!
— Musisz powracać, Sasso, idziemy na wojnę! — rzekł Jan Sobieski.
A ślepa niewolnica szepnęła z zachwytem:
— Stało się... teraz tyś mój!
Gdy sędziwy kasztelan krakowski wszedł do swojej sypialni, ukazał się je go stary sługa Korybut, ażeby mu dopomódz przy rozbieraniu się.
Korybut był wiernym i przywiązanym do pana, w którego usługach posiwiał.
W chwili, gdy stary kasztelan Zamojski rozkazał swemu służącemu, ażeby dał mu się napić, jak to było jego zwyczajem każdego wieczoru, portret nieboszczyka kasztelana krakowskiego, Jakóba Sobieskiego, wiszący na ścianę, spadł z wielkim halsem.
Korybut, który właśnie nalewał do szklannego puharu trunek zawarty w szklannym dzbanku, przestraszył się tak, że o mało nie upuścił kielicha.
I kasztelan spojrzał z ponurem zadziwieniem na obraz leżący na podłodze.
— Co to znaczy, stary mój poprzedniku w urzędzie, że nagle o tej godzinie opuszczasz miejsce swoje na ścianie? — zapytał.
— Jest to przestroga, dostojny pa nie! — zawołał sługa drżący, — jaśnie wielmożnego pana kasztelana spotka jakieś nieszczęście! Ja się już boję od