Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/125

Ta strona została przepisana.
131
JAN III SOBIESKI.

— Udam się na spoczynek, — mówił sędziwy Zamojski dalej, — daj mi pić.
Korybut podał kielich swojemu panu.
Stary kasztelan przyłożył go do ust i wypił, poczem próżny kielich oddał służącemu.
— Idź! — rzekł, — pójdę spać.
Korybut przez chwilę — walczył z sobą.
— Czegóż się wahasz?... idź! — powtórzył Zamojski.
Służący zbliżył się do niego i ukląkł, wyciągając doń ręce.
— Ulituj się nad twoim sługą, dostojny panie, — rzekł wzruszonym gło sem, — byłeś zawsze tak dobrym dla mnie! Ja nie mam spokoju! Pozwól mi abym spał tu przed drzwiami!
— Dobrze, zezwalam na to, Korybucie!
— Oh! dzięki jaśnie wielmożnemu panu kasztelanowi!
— Jesteś przejęty niepokojem i trwogą... pozostań w mojej sypialni.
Stary kasztelan rozebrał się i poszedł do łóżka, Korybut położył się we drzwiach na progu. Gdyby kto chciał wejść do mieszkania jego pana, musiał by przechodzić przez niego.
Wierny, stary służący postanowił czuwać.
Tymczasem w zamku spokój nocny zapanował od dawna.
Nikt się nie poruszał na korytarzach.
Korybut leżał i wsłuchiwał się.
Jan Zamojski widocznie zasnął już na jedwabnej pościeli.
Na stole świece paliły się w świecznikach.
Północ minęła.
Powoli leżącym przy drzwiach Ko rybutem owładnął sen. Usnął nie spodziewając się tego.
Cisza... wszędzie. cisza...
Korybut spał.
Wtem dał się słyszeć cichy jęk.
Nikt nie słyszał tego słabego odgłosu.
Skąd pochodził? Zdawało się, że z pościeli, w której spoczywał sędziwy kasztelan krakowski.
I znowu zrobiło się cicho.
Pierwsze brzaski jutrzenki zaczęły się przebijać przez okna.
Na korytarzach zaczął się ruch.
Jan Sobieski i jego towarzysze opuścili zamek.
Stary służący obudził się.
Nagle coś poruszyło się w głębi pokoju.
Korybut zerwał się przestraszony.
Czyżby kto dostał się do pokoju?
Nie, to sędziwy kasztelan krakowski jęcząc zebrał ostatnie siły i wstał z posłania.
— Korybucie... ratuj mnie... umieram! — jęknął sędziwy kasztelan krakowski i padł napowrót na łóżko.
Stary służący stanął przed nim i załamał ręce.
— Panie! — zawołał, — panie... co się stało?
— Przyszła śmierć... Korybucie... już zapóźno!...
Głos sędziwego starca był słaby i bez dźwięku.
— Na pomoc! Nasz dostojny pan umiera! — wołał Korybut śpiesząc ku drzwiom.
Kilku służących nadbiegło.
— Sprowadźcie lekarza! Wysłać posłańca na starostwo! rozporządzał Korybut.
Następnie z kilkoma służącymi przystąpił do obumarłego kasztelana i ułożył go na łóżku.