Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/126

Ta strona została przepisana.
132
JAN III SOBIESKI.

Tak leżał Jan Zamojski bez poruszenia, bez oddechu... Zdawał się nieżywym.
Służący przyprowadzili lekarza. Zbliżył on się do łóżka kasztelana.
— Co się stało? — zawołał, — co mogło spotkać pana kasztelana!... On umiera...
— Pomóż pan! pan! ocal naszego pana, — zaklinał wierny Korybut doktora.
— Już po wszystkiem! już mu pomódz niepodobna! — oświadczył lekarz po obejrzeniu martwego kasztelana.
— Powiedz pan, co się stać mogło naszemu dostojnemu panu? — pytał Korybut, — jakim sposobem jaśnie wielmożny kasztelan mógł popaść w stan taki? Wczoraj jeszcze był zdrów.
— Atak apoplektyczny nagle prze ciął dni jego, — odpowiedział lekarz, — ja nie mogę nic na to pomódz!
Służący uklękli dokoła i modlili się.
Spowiednik zapalił poświęcane świece i wykadził pokój zmarłego, poczem oddalił się.
Cały dzień zeszedł na przygotowaniach do uroczystego wystawienia zwłok kasztelana krakowskiego.
Gdy wieczór nadszedł, sędziwy ka sztelan został złożony w czarnej trumnie. Dokoła paliły się świece. Pomiędzy kandelabrami służący ustawili kwiaty.
Czuwania w nocy nad ciałem podjął się stary Korybut. Inni służący z zapadnięciem nocy udali się do swoich pokoi, leżących w oddalonym pawilonie zamku na górze.
Korybut pozostał sam z swym panem. Nie chciał on jeszcze wierzyć, żeby kasztelan nie żył. Siedział przy nim na niskim stołku i patrzył w blade, nieruchome jego oblicze, które wyglądało tak spokojnie, jak gdyby zmarły spał.
— Oni czyhali na twoje życie, dostojny panie, śmierć twoja nie była naturalną, — mówił, — a może ty nie umarłeś? Może ty śpisz tylko! Wyglądasz tak, iż niepodobna, żebyś umarł! Nie odchodź od nas, panie, bo co z nami będzie?
Ale stary kasztelan nie poruszył się.
Tak upłynęła cała noc. Zrana Jana Zamojskiego złożono do żelaznej trumny i w tym czasie właśnie przybyła do zamku powracając ze starostwa jego małżonka.
Maryę głęboko przejęła wiadomość o nagłej śmierci jej męża. Przygnębiona przeczuciem winy, padła na kolana przy trumnie i modliła się.
Służący Korybut stał w głębi pokoju nieruchomie.
Długo klęczała Marya przy zwłokach zgasłego małżonka. Uspakajało ją to, że miłość swoją wyznała przed nim i że to wyznanie nie przyprowadziło go do rozpaczy.
Słyszała jego słowa, które mówił wysyłając ją na starostwo.
— Honor mojego domu niech ci będzie świętym, póki ja żyję! Po mojej śmierci możesz oddać rękę temu, którego kochasz! Do tego czasu nie zobaczysz go. Taka jest moja wola.
I Marya nie widziała Jana Sobieskiego.
I tej nocy stary, wierny sługa Korybut czuwał przy zwłokach swego pana.
Z rana przybyli w uroczystych strojach mieszkańcy miasta, ażeby zobaczyć kasztelana przed przewiezie-