Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/131

Ta strona została przepisana.
137 
JAN III SOBIESKI.

wielką odwagą i chciał poprowadzić do zwycięstwa swój mały stosunkowo oddział, wiedząc, że gdyby się plan jego udał, on i jego żołnierze okryliby się nieśmiertelną sławą.
Nie lękał on się niebezpieczeństw, lecz rzucał się w nie bez chwili wahania. Był w tej chwili świetnym wzorem dla swych oficerów i żołnierzy, którzy z podziwem i miłością spoglądali na niego.
Było około jedenastej w nocy, gdy Sobieski i jego towarzysz konno w cichości opuścili obóz i najbliższą drogą udali się do Żwańca.
Gdy przybyli do czat rozstawionych dokoła obozu, zawołano na nich, dali się poznać i zostali przepuszczeni.
Po niejakim czasie jazdy napotkali daleko naprzód wysuniętą placówkę, która im oznajmiła, że dokoła nie ma nic podejrzanego.
Nie można było polegać na oświadczeniu szpiega, że dokoła miasta nie ma wart i placówek. Należało postępować ostrożnie.
Gdy dwaj jeźdźcy po północy zbliżyli się do małego dobrze ufortyfikowanego miasta, Sobieski zatrzymał konia i zeskoczył z niego, oddając cugle towarzyszowi.
— Pozostań tutaj, — rzekł po cichu do niego, — tam znajdują się drzewa. Umieść się z obydwoma końmi w ukryciu. O świcie gdy będziesz mógł ujrzeć wieżę żwaniecką, patrz, czy na gzymsie jej będzie powiewała chorągiew. Jeżeli ją ujrzysz, śpiesz do obozu i sprowadzaj co prędzej oddział pod mury miasta.
— Wykonam rozkaz, wodzu!
— Tymczasem bądź zdrów!
— Niech cię niebo ochrania, panie! — odpowiedział podkomendny.
Następnie oddalił się Sobieski, któ ry w burce i czapce wyglądał jak szpieg Doroszenki.
W tej chwili zaczynały się dla niego niebezpieczeństwa, nie znał on jednak obawy. Bohaterska jego odwaga czyniła go z dolnym przewodzić wojskom i patrzeć śmierci w oczy bez zadrżenia.
Noc była ciemna. Wiatr wiał w oczy bohaterowi idącemu przez pole do miasta zajętego przez nieprzyjaciół. Być może, że straszny, a śmiały hetman Doroszenko był w Żwańcu.
Zuchwałym i szalenie odważnym czynem było przedsięwzięcie Jana Sobieskiego. Gdyby się udało, Żwaniec wraz z osadą dostałby się w jego ręce, lecz w razie nieudania się był on zgubiony!
Niepodobna go było poznać w przebraniu. Obszarpana, brunatna bur ka, która go okrywała i kapelusz nasunięty na czoło, sposób ułożenia włosów, słowem cała postać była podobną do rozstrzelanego szpiega.
Zbliżył się do okrytego nocną ciemnością miasta.
Dokoła widocznie nie było placówek, bo nikt go nie zatrzymał.
Gdyby jego ludzie punktualnie i szybko uderzyli na Żwaniec zaraz po wywieszeniu chorągwi, miasto byłoby w ręku Sobieskiego wprzód, nimby się zrobiło widno, aby go poznać.
Niezatrzymany przybył do fos otaczających miasto. Poza niemi widać było ciemne zarysy wieży miejskiej.
Sobieski zbliżył się do miejsca, w którem znajdował się most zwodzony, który na noc podjęto. Stała tam warta na wałach.
Sobieski zawołał na szyldwacha.
Szyldwach zapytał kto nim jest.