Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/137

Ta strona została przepisana.
143
JAN III SOBIESKI.

Kozacy i Tatarzy padali przed nim na kolana, całowali kraj jego płaszcza i ślady jego stóp.
Ci z pomiędzy mieszkańców Żwańca, którzy nie zostali wymordowani przez kozaków, pokryli się do piwnic i drżeli o życie.
Całe miasto było jedną kałużą krwi. Nie było ulicy ani domu, któreby nie były krwią zbroczone.
Rozbestwieni zwycięzcy obchodzili krwawe wesele, siadając na trupach pili wino i wódkę. Wielu pijanych padało przy trupach.
Żwaniec straszny przedstawiał widok.
Doroszenko także z atamanami od dawał się rozpasanej radości. Zasiadł wraz z nimi w jednym z domów miejskich za stołem i brał udział w uczcie pijackiej.
— Zamknęliśmy lwa do klatki, — mówił do swoich podkomendnych, — jutro będzie wyprowadzonym za miasto, żeby zobaczył swoich żołnierzy! To go ucieszy! Co potem mamy zrobić z Janem Sobieskim, o tem jutro naradzimy się! Dzisiaj obchodzimy zwycięstwo!
Wino i wódka płynęły strumieniami, a zwycięzcy oddawali się rozpasanej radości.

31.
Pożar w wieży.

— Zlitujcie się... gdzie jest mój pan? Gdzie jest Jan Sobieski, wasz wódz? — wołała ślepa niewolnica, załamując ręce, gdy mały oddział w bezładnej ucieczce uchodził od miasta, w którem wrzała walka.
Sassa nie otrzymała odpowiedzi od niewiedzących co począć, przerażonych żołnierzy.
— Jest w Żwańcu! Ratujcie go! Ratujcie Jana Sobieskiego! — wołała zrozpaczona.
— Któż go zdoła ocalić? Jest nas za mało! — rzekł wreszcie jeden z żołnierzy.
— Więc chcecie uciec, uciec, a wodza waszego, dzielnego wodza oddać na pastwę? — wołała Sassa.
— Musimy sprowadzić odsiecz, dziewczyno! Do miasta iść nie możemy, bo i mybyśmy zginęli! — odpowiadano.
— A Sobieski zginie! — krzyczała Sassa z rozpaczy, — oddaj ecie swego wodza na łup! Pozwalacie go zabić! Wstyd wam i hańba! Pomocy! Jan Sobieski ginie w mieście pod ciosami swych nieprzyjaciół! Pomocy! ratunku dla Jana Sobieskiego! Wszechmocny Boże! dlaczegóż jestem słabą dziewczyną... dlaczegóż jestem ślepą?
Kilku żołnierzy stanęło, słuchając słów Sassy. Słowa ślepej niewolnicy trafiały im do serca i budziły w nich poczucie obowiązku.
— Jest nas za mało, — rzekli, — musimy się udać do nadciągającego oddziału, przy którym są dwie armaty! Musimy ostrzedz przybywających!
— A tymczasem wszystko będzie za późno! — wołała Sassa, — tymczasem Sobieski zostanie zamordowany!
— Prędzej nic nie możemy zrobić, dziewczyno, — odpowiedział jeden siwobrody żołnierz, — na świętego Stanisława i mnie żal naszego wodza i wszystkich dzielnych braci, którzy; wzięci zostali w mieście.
— Będą wymordowani! — zawołała Sassa, — ja znam Tatarów! Nie oszczędzają oni żadnego nieprzyjaciela!
— Czyż mamy się poświęcać, wiedząc, że to na nic się nie zda, ponieważ