Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/141

Ta strona została przepisana.
147
JAN III SOBIESKI.

prowadzące na dół... Ale Sassa była niewidomą, a ogień szerzył się z przerażającą wściekłością, obejmując belki jednę po drugiej.
Przerażenie na chwilę sparaliżowało jej członki. Wkrótce jednak, kierując się instynktem zaczęła rękami macać ścianę, ażeby dostać się do schodów, zejść i opuścić wieżę.
Wskutek przestrachu nogi prawie odmawiały jej posłuszeństwa. Kilka chwil jeszcze, a byłaby zgubioną, bo dym zwiększał się ciągle.
Chciała wołać pomocy, lecz słowa zamierały jej na ustach... przerażenie było zbyt wielkie, dawało jej się, że wszystko kręci się koło niej, że wieża wali się na nią, że ją płomienie obejmują.
Dostała się nareszcie do schodów prowadzących na dół.
Okrzyk nadziei wydarł się z jej ust.
Szybko zeszła po schodach.
Okropny dym ścigał ją. Cała wieża była go już pełna.
Płomienie szerzyły się u góry, dopóki znajdowały drzewo, z niesłychanym pośpiechem obejmując stare suche belki i deski. Rzucały one okropne przerażające światło na ulice miasta zawalone trupami.
Ślepa niewolnica zeszła na dół i zaczęła szukać wyjścia. Dostała się na korytarz prowadzący na miasto. Ale gdy doszła do drzwi, przekonała się, że kozacy wybiegając z wieży zamknęli drzwi za sobą.
Przebiegła prędko do żelaznej furt ki wychodzącej na fosę, którędy dostała się do wieży.
I tę znalazła wkrótce, podczas gdy dym dostawał się już do dolnych kompartymentów wieży.
Dotknąwszy drzwi drgnęła... dotknęła ich raz jeszcze... szarpnęła niemi... były zamknięte! Warta i te drzwi zamknęła!
Ślepa niewolnica zachwiała się pod wrażeniem tego strasznego rozczarowania... upadła... siły ją opuściły...

32.
Wyrok śmierci.

Wycieczka, którą Doroszenko z kozakami i Tatarami przedsiędziął, zmusiła wkrótce do milczenia armaty małego oddziału wojska polskiego.
Nie mógł się on opierać pięćkroć przeważnej sile i musiał się cofnąć pośpiesznie, ażeby nie został otoczonym i wytępionym.
Na szczęście udało się oddziałowi ocalić i uprowadzić obie armaty.
Doroszenko jednak nie wiedział, czy liczniejszy oddział nieprzyjacielski nie znajdował się w odwodzie i już nie nadciągał, postanowił zatem nie ścigać uchodzących.
Przypuszczenie jego, że główne siły Sobieskiego nie mogły być daleko, było uzasadnione. Nie posunęły się one jeszcze tak daleko, żeby mogły mieć styczność z cząstką straży przedniej, która właśnie doznała porażki.
Hetman kozacki powrócił zatem o świcie pod mury miasta i tu znacznej części swych ludzi kazał zająć stanowisko.
Sam z atamanami i jednym oddziałem udał się do miasta.
Z wieży pozostała już tylko czarna ruina. Części drewniane były spalone, żarzyły się i dymiły jeszcze. Inna kula ognista zapaliła w innej części miasta dom samotnie stojący, ale na szczęście pożar nie rozszerzył się dalej.
Gdy Doroszenko powrócił do miasta przekonał się przedwszystkiem, że