Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/15

Ta strona została przepisana.
17
JAN III SOBIESKI.

— Sasso skąd się tu wzięłaś? — zapytał Jan Sobieski, ujmując za rękę ślepą niewolnicę i podnosząc ją, — dobra moja, wierna Sasso!
Słowa te do reszty wypłoszyły z serca niewidomej wspomnienie podsłuchanej rozmowy.
— Skąd bierzesz te łaskawe słowa dla biednej Sassy, panie, — rzekła, — wypowiadasz je nie myśląc o tem!
— Więc przybywasz z Krakowa, Sasso? — zapytał Marek, nie zważając na słowa niewidomej.
— Tak, panie, z Krakowa! Szukam cię! Byłam w drodze wiele tygodni!
— Pozbawiona wzroku! Tak... wiem o tem, że jesteś zdolną do poświęceń, Sasso! — rzekł Jan Sobieski, — ale chodź i opowiedz nam, co cię tu sprowadziło!
— Stało się wielkie nieszczęście! Wspaniałomyślny kasztelan krakowski, wasz ojciec a mój dobroczyńca, nie żyje!
— Nie żyje? nasz ojciec nie żyje? — zawołali przerażeni bracia.
— Dostojny pan, kasztelan Jakób Sobieski został zamordowany!
— Zamordowany?... Sasso!... czy to podobna?... Co za okropna wiadomość!
— Pragnęłabym przynieść wam radośniejszą, — mówiła Sassa dalej, — ale straszne nieszczęście już się stało! Nikt nie wie, kto był sprawcą tego okropnego czynu! Pewnej burzliwej nocy usłyszałam stłumione głosy. Wiedziona przeczuciem zerwałam się i zbliżywszy się do sypialni dostojnego pana, usłyszałam jęki...
Jan Sobieski zdjęty boleścią zasłonił twarz rękami, brat jego Marek stał blady i przerażony.
— Dalej, dziewczyno, dalej! — rzekł głosem pozbawionym dźwięku.
— Poważyłam się przystąpić do drzwi... otworzyłam... i zastałam dostojnego pana, który na parę godzin przedtem z ojcowską miłością mówił ze mną o was, tarzającego się w kałuży krwi!
— Kto się dopuścił tej zbrodni? — zawołał Jan Sobieski zapalając się gnie wem, — mów, dziewczyno, kto to uczynił? kto śmiał dotknąć tej świętej głowy?
— Zbliżyłam się do dostojnego pana, uklękłam i uczułam gorącą krew, która płynęła z ran, — mówiła Sassa dalej, — boleścią zdjęta pochyliłam się ku niemu... chciałam wołać służby... ale już było zapóźno!
— Nasz ojciec umarł?
— Dostojny pan wyzionął ducha na moich rękach! Nastąpiła głucha chwila milczenia, Jan Sobieski i brat jego zdrętwieli pod wpływem boleści. Łzy nie płynęły z ich oczu, ale ból straszny ściskał ich piersi.
— Najszlachetniejszy syn naszej ojczyzny nie żyje! — rzekł wreszcie drżącym głosem Marek Sobieski, — najzacniejszy z ludzi, jakich ziemia nosiła, żyć przestał!
— Jakim sposobem ojciec mój odniósł ranę, którą życiem przypłacił, Sasso? — zapytał Jan Sobieski ponuro.
— W sypialni odbyła się walka, panie, a gdym przybyła, była już skończoną!
— Morderca uciekł?