Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/152

Ta strona została przepisana.
158
JAN III SOBIESKI.

— Gdzie jesteś? — zapytała Sassa, wyciągając rękę do niego, — wyratowałeś mnie, wchodzisz wszędzie, ponieważ lud uważa cię za ducha i nic ci nie czyni... musimy Jana Sobieskiego ocalić!
— Ty! — rzekł czerwony Sarafan krzywiąc się, — skrowronku, ty się nie możesz pokazać. Kozacy poznaliby zaraz, że należysz do ich nieprzyjaciół i podzieliłabyś los Sobieskiego!
— Nie lękam się śmierci!
— Gdzie chcesz iść, skowronku?
— Do mego pana!
— Nie znajdziesz go, jesteś ślepa!
— Muszę go znaleźć!
— Kozacy cię zobaczą, skowronku! A choćbyś wtedy śpiewała, oni nie znają się na śpiewie!
— Ale mój pan będzie zgubiony, jeżeli jaki cud go nie ocali!
— Ty nie możesz go ocalić, skowronku!
Sassa zakryła twarz rękami.
— Któż mi pomoże? Boże miłosierny, ulituj się! Kto mi pomoże ocalić mego pana? — wołała w rozpaczy.
Czerwony Sarafan patrzył na nią.
— Zostań tu w wieży, — rzekł, — ukryj się tu, skowronku, nie powinnaś się pokazywać! Ja tam pójdę i zobaczę, co zrobią z twoim panem.
— Mów, czy chcesz go ocalić? Jeżeli kto, to ty zrobić to możesz!
— Ocalić go mogę, jeżeli zechcę i leżeli kozacy jeszcze go nie zabili.
Sassa załamała ręce.
— Jest w ich ręku! — zawołała z rozpaczą, — zabiją go!
— Zabiją.
— Idź! obroń go! Będę ci wiecznie wdzięczną za to! Pójdę z tobą!
— Nie! pozostań tutaj! Toby tylko wszystko popsuło! Ciebie nikt nie może widzieć!
— A czy mi przyrzekasz, dobry, kochany Sarafanie, że ocalisz mojego pana?
Sassa pogłaskała rozczochraną głowę szczególnej postaci.
Czerwony Sarafan przybrał szczególny wyraz i roześmiał się.
— Mój dobry, kochany Sarafanie, — powtórzył ze szczególnym wyrazem dumy i zadowolenia, — he! he!... tego jeszcze nigdy nie słyszałem! Mój dobry, kochany Sarafanie!...
— Zdawał się niesłychanie cieszyć temi wyrazami.
— Ludzie powiadają, że ty jesteś potworem i śmierć sprowadzasz za sobą! Wszędzie gdzie się ukażesz, jak powiadają, płynie krew, masz być widmem wojny... Ja nie uciekam przed tobą, lecz wdzięczną ci będę, bo czyż nie ocaliłeś mi życia? Ale stokroć więcej wdzięczną ci będę, jeżeli ocalisz życie mojemu panu.
— Postanowiłem wprawdzie nigdy nie ocalać życia człowiekowi bo ludzie, to dzikie zwierzęta, — mówił czerwony Sarafan, prostując się nagle.
— Na twarzy jego był w tej chwili wyraz straszny, okropny, nienawistny.
— A jednak mnie ocaliłeś życie!
— Jesteś ślepa i biedna skowronku!
— A czyż Jan Sobieski nie jest również zgubiony, jeśli go nie ocalimy?
— Postanowiłem nie czynić tego, skowronku... cieszyłem się, gdy przeklęci ludzie rzucali się wzajem na siebie, gdy krew płynęła, tańczyłem, bo to sprawiało mi radość!...
— Skądże masz takie szatańskie uczucia, Sarafanie? — zapytała ślepa, niewolnica przerażona.