Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/156

Ta strona została przepisana.
 162
JAN III SOBIESKI.

Postać czerwonego Sarafana raz jeszcze pokazała się wśród dymu. Skakał on i tańczył jak tryumfujący szatan, a potem znikł nagle w czarnych chmurach.
Gdy przybył do tylnej części stosu, w której poprzednio zrobił otwór, przyskoczył do objętej dymem klatki i używając całej swej siły, otworzył jej drzwi.
— Chodź! — zawołał do otoczonego dymem Sobieskiego, — tędy wyjść możesz!
Jan Sobieski poznał czerwonego Sarafana.
— Chcesz mnie ocalić? — zapytał pochylając się, ażeby wyjść otworem z klatki.
— Prędko! nie ma chwili do stracenia! — zawołał czerwony Sarafan.
Sobieski wyszedł. Dym groził mu zaduszeniem, płomień dotykał jego odzieży, wyszedł jednak szczęśliwie i stanął obok czerwonego Sarafana, który roześmiał się głośno.
— Będą myśleli, żeś spalony, — zawołał, — ale musisz uciekać!
— Skąd ci przyszło na myśl ratować mnie, dziwny człowieku? — zapytał Sobieski.
Czerwony Sarafan nie odpowiedział. Ujął Sobieskeigo za rękę i pociągnął z sobą silnie przez okryte ciemnością pole.
Chmury dymu sprzyjały ucieczce, zasłaniając uchodzących.
Ani Sobieski, ani czerwony Sarafan nie myśleli o Sassie, która pozostała w wieży. Pierwszy nie wiedział, że wierna, ślepa niewolnica znajdowała się tam, a czerwony Sarafan zdawał się myśleć tylko o ocaleniu tego, którego wyprowadził z morza płomieni.
Po niejakim czasie obejrzał się i wskazał na płonący stos.
— Niech się klatka pali, — zawołał, — jest próżna!
Ciemność dokoła sprzyjała ucieczce. Sobieski i czerwony Sarafan poszli dalej przez pole, nie spostrzeżeni przez pozostałych poza płomieniami nieprzyjaciół.
— Ocaliłeś mnie, zagadkowy człowieku! — rzekł Sobieski po chwili, nie zapomnę ci nigdy tej przysługi!
Nagle czerwony Sarafan stanął.
— Ślepa niewolnica, — szepnął, — skowronek jest jeszcze w mieście!
— Sassa była w mieście? — zapytał Sobieski.
— W wieży!
— Czyś ją widział i mówiłeś z nią?
Czerwony Sarafan skinął głową.
— A więc ona cię nakłoniła, ażebyś mnie ocalił! Oh! poznaję cię, moja wierna Sasso! — rzekł Sobieski, — lecz gdzież ona jest? Została w mieście?
— Kto idzie? — odezwał się w tej chwili głos jakiś tuż przy nich.
W tej samej chwili ukazała się postać kozaka.
Stał on na placówce.
Kozak przystąpił do idących i zdawał się poznawać Sobieskiego.
W tym momencie jednak Sarafan, poznawszy odrazu całe niebezpieczeństwo, przyskoczył do kozaka i zręcznie wymierzonem uderzeniem powalił go na ziemię.
— Uciekaj! krzyknął na Sobieskiego, — uchodź szybko! Ja muszę cię opuścić i wracać do miasta.
— Wróć i ocal Sassę? — zawołał za nim Sobieski.
Ale czerwony Sarafan znikł już, jakby się zapadł w ziemię.