Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/157

Ta strona została przepisana.
163
JAN III SOBIESKI.

Kozak leżał bezprzytomny na ziemi.
Sobieski podniósł leżącą przy nim lancę, ażeby jej użyć jako broni i pośpieszył dalej przez pole, ażeby o ile można było najprędzej oddalić się od nieprzyjaciół. Było niezawodnem, że gdy kozak przyjdzie do siebie z odurzenia, zaraz da znak alarmu.
Noc zapadła. Sobieski tymczasem oddalał się coraz bardziej od miasta i nareszcie przybył do drzew, pod któremi zostawił swego towarzysza wybierając się na spełnienie zuchwałego przedsięwzięcia.
Tu zatrzymał się przez chwilę, ażeby zaczerpnąć oddechu. Przed wzrokiem duszy jego stał obraz poległych, który z taką boleścią i przerażeniem widział w Żwańcu. Cały oddział zginął. Nieprzyjaciel podobijał rannych, pokaleczył trupy. Wymagało to krwawej zemsty i kary!
— Tak, wam, którzyście polegli, przysięgam, że będziecie pomszczeni! — zawołał Sobieski, wyciągając rękę ku niebu, — teraz wiem, dlaczego czerwony Sarafan mnie ocalił! Lud ma słuszność, gdy z ukazaniem się jego łączy przepowiednię nowego krwi rozlewu! Bądź pewnym, czerwony Sarafanie, że zostaniesz zadowolony, będziesz się kąpał w krwi, którą przeleję w odwet za tych nieszczęśliwych, co wpadli w zasadzkę Doroszenki!
Gdy Sobieski po złożeniu tej przysięgi puścił się w dalszą drogę, w nadziei dostania się do głównego oddziału swoich wojsk, kozak, który stał na placówce, przyszedł do siebie z odurzenia i zerwał się.
— To był czerwony Sarafan! — zawołał, — a obok niego był hetman Sobieski, który dzisiaj wieczór miał być spalony.
I nie namyślając się chwili, kozak pośpieszył do miasta.
Płomienie stosu jeszcze nie zupełnie wygasły. Doroszenko z atamanami na koniach znajdowali się jeszcze na placu, z którego się przypatrywali barbarzyńskiej egzekucyi.
Kozak zdyszany stanął przed nimi.
— Sobieski uciekł! — krzyknął ochrypłym głosem, — czerwony Sarafan go ocalił!
Kozacy myśleli, że zwiastun tej wieści stracił rozum.
Skupili się dokoła niego.
Przepalone szczapy stosu zwaliły się i ukazały się tylko rozpalone do czerwoności sztaby klatki żelaznej.
Doroszenko widząc zbiegowisko, zapytał, co było jego powodem.
Doniesiono mu, że jedna z placówek przybyła do obozu i przyprowadzono do niego kozaka.
— Jak śmiałeś, psie niewierny, opuścić swoje stanowisko? — krzyknął na niego Doroszenko.
— Przebacz mi, wielki hetmanie! — zawołał kozak padając na kolana, — więzień twój ten którego skazałeś na spalenie, uciekł!
— Jan Sobieski uciekł? — krzyknął Doroszenko, — czy oszalałeś? patrz! — dodał wskazując na stos tlejący, — tam leżą spopielone jego kości!
— Sobieski żyje i uciekł, wielki hetmanie! Czerwony Sarafan przeprowadził go koło mnie! — odpowiedział kozak.
Brodata twarz Doroszenki zachmurzyła się na te słowa.
— Uciekł? — zawołał, — chodźcie, zobaczymy czy w klatce znajdziemy