Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/159

Ta strona została przepisana.
165 
JAN III SOBIESKI.

— Czy chcesz dopuścić się bitwy, hetmanie, — wołali atamanowie przestrzegając, — toby nam na kark ściągnęło całą armię i nasza przednia straż w Żwańcu byłaby zgubioną!
Doroszenko uznawał słuszność tej uwagi. Trzeba było o ile podobna najprędzej z oddziałami stojącemi w Żwańcu i pod tem miastem, cofnąć się do głównych sił. Wraz z temi dopiero Doroszenko mógł przyjąć stanowczą bitwę.
Skręcił konia i puścił się ku Żwańcowi. Atamanowie poszli za jego przykładem. O ściganiu Sobieskiego nie można było myśleć.
Prędzej niż się oddalili, jezdni powracali do miasta, ścigani kawał drogi przez placówkę, która jednakże wkrótce dała pokój pogoni i powróciła na swe stanowisko.
O wschodzie słońca Doroszenko i jego towarzysze powrócili pod miasto. Natychmiast zatrąbiono do odwrotu.
Cała silna przednia straż kozacka opuściła miasto i obóz pod niem. Oddziały cofały się pośpiesznie do oddalonych o mil kilka głównych sił, które Doroszenko powołał do broni.
Była to armia złożona z blizko dwudziestu tysięcy wojowników. Doroszenko chciał z tą siłą oczekiwać nadciągającego nieprzyjaciela w dogodnej pozycyi i stoczyć bitwę korzystną dla siebie.
Sobieski przybył o świcie do placówek swojej głównej armii, która szybko nadciągała po powróceniu do niej małego oddziału z dwiema armatami.
Armia polska liczyła wprawdzie zaledwie piętnaście tysięcy ludzi, ale Sobieski ożywiony był chęcią pokonania kozaków temi siłami i pomszczenia się śmierci poległych.
Gdy przybył do obozu, ukazanie się jego między dowódzcami i żołnierzami obudziło najwyższy zapał i radość.
Wskutek opowiadania uciekających stracono już nadzieję ujrzenia go przy życiu, a on tymczasem wracał, wpraw7dzie sam, ale cały i ożywiony odwagą.
O brzasku obszedł Sobieski obóz i oznajmił garnącym się do niego żołnierzom, że ich bezzwłocznie poprowadzi do walki i zwycięstwa.
Powoli nadciągnęła kawalerya i armaty i Sobieski odbył przegląd wojska. Dosiadł konia. Podkomendni dowódzcy otaczali go.
Przejeżdżał od oddziału do oddziału, głośnemi okrzykami witany, wszędzie oznajmiał blizką bitwę żądnym bo ju wojownikom, bitwę, która miała rozstrzygnąć los kampanii.
Wschód słońca oświecił powolnie wyruszające oddziały polskie.
Sam Sobieski prowadził straż przednią.
Tak po upływie kilku godzin armia zbliżyła się do pogrążonego w martwej ciszy Żwańca.
Mogła się tam ukrywać nowa zasadzka Doreszenki.
Sobieski wysłał naprzód swoich jeźdźców, ażeby otoczyli miasto i mieli je na widoku, a sam z jednym oddziałem zbliżył się do zwodzonego mostu.
Ku jego zdziwieniu brama była otwarta i most spuszczony.
Naprzeciwko przybyłych wyszedł orszak mieszczan w pokornej postawie, opowiadający, co wycierpieli od buntowników.
Padli oni przed Sobieskim na polana, prosząc o opiekę i oznajmili mu,