cielskie wpadły także w ręce polskiego wodza, który aż do granicy pędził pobitych.
Odniesionem zostało w ten sposób tak stanowcze zwycięstwo, że hetman kozacki ze szczątkami swojego tak licznego wojska musiał się cofnąć do swojej stolicy Czehryna i nie mógł myśleć o dalszym oporze. Ze wszystkich jego pułków pozostało mu ledwie sześć tysięcy ludzi, a i ci zniechęceni i w nędznym stanie.
Sobieski zdobywszy plac boju obchodził na nim tryumf pokonania nieprzyjaciela, a żołnierze jego ubóstwiali go za to, że ich Poprowadził do tak świetnego zwycięstwa.
Po bitwie dopiero kazał on opatrzyć lekką ranę, którą odniósł podczas walki.
Gdy ślepa niewolnica usłyszała, że ludzie zamknąwszy wieżę oddalają się, przejął ją nagle przestrach nieopisany.
Zerwała się.
Czerwony Sarafan radził jej wprawdzie, żeby się ukryła, żeby się nie pokazywała, gdyż może wpaść w ręce kozaków, przyszło jej jednak na myśl, że może być zapomnianą w wieży, a jeszcze bardziej trapiła ją niepewność względem losu Sobieskiego. Aby tylko on został ocalony! W tem się stre szczały jej modlitwy i życzenia.
Pocieszała się myślą, że czerwony Sarafan poszedł, ażeby Sobieskiego wy dobyć z rąk nieprzyjaciół. Zrozumiała, że wydostawszy się do górnych części wieży i wołając o ratunek, może zostać ocaloną.
Na dole w wieży było ciągle duszne powietrze. Chociaż Sassa poniekąd przyszła do siebie, czuła jednak potrzebę opuszczenia dolnych części wieży i wydostania się na schody, ażeby gdy ostygną zwęglone części drzewa, dostać się na szczyt ruiny.
Poszła korytarzem i zbliżyła się do jego końca.
Nagle jednak uczuła że coś jej przeszkadza iść dalej. W korytarzu znajdowały się drzwi, które kozacy zaniknęli także, Sassa więc nie mogła wydostać się do górnych części wieży.
Niespodziane to spostrzeżenie niezmiernie przeraziło ślepą niewolnicę z Sziras.
Wąski, sklepiony i dosyć długi korytarz wieży był odcięty od reszty świata. Na jednej stronie znajdowały się drzwi, które go oddzielały od schodów i wielkiej, od ulicy położonej izby, z drugiej strony mała żelazna furtka oddzielała go od fos fortecznych.
Sassa stała przez chwilę jak spara liżowana.
Była odciętą od całego świata. Była zatraconą w wieży. Gdyby zapomniano o niej, byłaby zmuszoną zginąć tu nędznie z głodu i pragnienia.
Była prócz tego zupełnie wyczerpaną z sił. Po tem, co przebyła, podziwiać należało jej wytrwałość, że była jeszcze w stanie trzymać się na nogach. Teraz zaś widziała się znowu zagrożoną niebezpieczeństwem nie mniejszem od przebytego.
W chwilę potem jednakże pocieszyła się myślą o czerwonym Sarafanie. Wiedział on przecież o jej pobycie w wieży, a ponieważ rozmawiała z nim tego dnia, nabrała zatem o nim innego pojęcia. Powzięła do niego zaufanie. Przestał on być dla niej przerażającym. Czynił na* niej wrażenie człowieka nieszczęśliwego, skazanego na