Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/173

Ta strona została przepisana.
179
JAN III SOBIESKI.

odwagi i dzielności, druga powab światowości, marzące spojrzenie, zdradzające tajoną miłość.
Sobieski i Rochester! Dwaj ci mężowie walczyli z sobą w duszy pięknej Maryi. Jakkolwiek bohater i dyplomata różnili się obaj bardzo, jedno przecież mógł im każdy przyznać, byli to najpiękniejsi mężczyźni na dworze! A Marya ich obu widziała u swych stóp.
Niezmiernie bogaty Anglik, który podobnież jak Marya, odebrał wychowanie w Paryżu, i którego już tam, będąc dzieckiem poznała, był spokrewniony z angielską królewską rodziną. Obejście się jego i znalezienie wobec kobiet było pełne uprzejmości i elegancyi, był to zawsze człowiek wielkiego świata, którego wszędzie chętnie widziano. Jan Sobieski był mężem czynu, szablą utorował sobie drogę do zaszczytów i sławy.
Dziwna walka toczyła się w sercu pięknej Maryi. Nie wiedziała komu dać pierwszeństwo. Wahała się. Niekiedy hrabia Rochester występował na pierw szy plan, to znowu Jan Sobieski był jej bliższym.
A w duszy jej pomiędzy nimi stała czcigodna, poważna postać zmarłego Zamojskiego. Zaślubiła go ona, czyniąc zadość woli ojca, nie kochała go nigdy, gdyż różnica wieku była między nimi zbyt wielką, ale przywykła go szanować, miała pewną cześć dla szlachetnego, siwowłosego męża.
Teraz on ją opuścił, a ona miała zacząć życie na prawdę. Namiętność drze miąca tak długo, obudziła się w niej.
Wzrok Maryi padł na pokojówkę... kazała jej odejść... nie potrzebowała służącej... pragnęła być samą.
Czyżby piękna wdowa po Jamę Zamojskim spodziewała się jeszcze w tej chwili czyich odwiedzin?
Na końcu korytarza pod filarami, tam gdzie korytarz przytykał do galeryi, stał hetman polny litewski, Pac, wsparty o filar. Stał bez poruszenia... głęboka ciemność go otaczała.
Nagle cisza panująca dokoła przer waną została wołaniem:
— Kto idzie?
Zapytanie to wyszło z ust szyldwacha, stojącego na dole przy schodach.
Szyldwach ujrzał kogoś zbliżające go się jednym z ciemnych korytarzy, dochodzących do przedsionka.
Była to wysoka, ciemna postać, w mniszej jak się zdawało odzieży, z kapturem tak nasuniętym na głowę że rysów jej twarzy wcale widać nie było.
W chwili gdy szyldwach mierzył wzrokiem tę postać która na zapytanie nie dała żadnej odpowiedzi, lecz szła dalej, jakby jej służyło wszelkie prawo znajdowała się w nocy w tem miejscu, drugi szylwach zbliżył się do niego i rzekł:
— Czyż nie widzisz że to stary zakonnik?
Szyldwach zamilkł.
Warta pozwoliła odejść mnichowi, który jak się zdawało, znanym był szyldwachom. Postać ta widocznie po raz pierwszy przechodziła o tej porze korytarzami zamku, wśród których pa nowała głęboka nocna cisza.
Mnich przeszedł koło szyldwacha do szerokich schodów, pokrytych czerwonem suknem i zaczął na nie wchodzić poważnie i z godnością.
Gdy przybył do galeryi na górę i przechodził koło filarów, żaden ruch ani gest jego nie zdradził, nie spostrzegł stojącego tam nieruchomie hetmana polnego litewskiego, Paca. Poszedł spo kojnie dalej i wszedł w korytarz, prowadzący do mieszkania Sobieskiego.