Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/177

Ta strona została przepisana.
183
JAN III SOBIESKI.

cu przed niem przypatrzeć się Janowi Sobieskiemu i wojownikom, którzy wraz z nim powrócili z placu boju, a teraz odbywali manewry, obchodząc w ten sposób swój powrót.
Wieczorem dopiero skończyło się to widowisko... ognie obozowe zabłysły tu i owdzie... jeźdźcy pozsiadali z koni i zaczęli się posilać podanem im jadłem i napojami.
Przegląd ten wojskowy służył jedynie za pozór zgromadzenia wojsk, które Sobieski zgromadził pod Krakowem w znacznej ilości właściwie dla tego, ażeby nieprzyjaznemu królowi stronnictwu dworskiemu, a mianowicie obu Pacom okazać, że król rozporządza znaczną siłą.
Sobieski znał zdradzieckie myśli i zamiary tego licznego stronnictwa. Pragnął on zamanifestować w ten sposób, że przy nowowybranym królu stać będzie wiernie i stale.
Czy Michał zrozumiał ten zamiar i tę troskliwość swego najdzielniejszego i najwaleczniejszego wodza?
Gdy mu nad wieczorem doniesiono, że pułki po za murami miasta zapaliły ognie i rozłożyły się obozem, ażeby po ukończeniu uroczystości koronacyjnych połączyć się z korpusem wracając do Warszawy, domyślił się właściwego celu tej manifestacyi, lecz milczał o tem, wiedząc równie jak Sobieski, że wiernych stronników nie ma wielu.
Gdy się ściemniło, Jagiellona znajdowała się w swoim pałacu, w pokoju, z okien którego mogła widzieć plac na dole i dojazd do zamku.
Odprawiła ona służącą, która chciała wnieść światło, mówiąc że go nie potrzebuje. Pragnęła, żeby ciemno było w pokoju, ażeby nikt jej w oknie widzieć nie mógł. Patrzyła z góry na plac, który w tej chwili był pusty.
Nagle ukazał się po drugiej strome placu pochylony, ostrożnie idący człowiek, który ustawicznie zwracał okrytą fezem głowę w tę i ową stronę, mając widocznie powody, ażeby się nie bardzo przyglądano jego rysom. Przekonawszy się jednak, że na placu dokoła nie było nikogo, przebiegł go szybko.
Piespieszył do pałacu wojewodziny.
W kilka minut potem zapukał.
Jagiellona zwróciła się do drzwi.
Przez okno wpadł słaby promień światła z wewnątrz do ciemnego pokoju.
Drzwi otworzyły się pocichu i ostrożnie.
Ukazała się brunatna głowa, której błyskający wzrok przebiegł po pokoju.
Człowiek z głową nakrytą fezem dostrzegł Jagiellonę. Zwinnie i bez szmeru wszedł do pokoju i pochylony zbliżył się do wojewodziny. Miał na sobie starą, ciemną bluzę.
— Jesteś sługą indyjskiego kapłana? — zapytała Jagiellona, poznając go.
— Timur jestem, dostojna pani, Timur, sługa potężnego i mądrego Allaraby, — odpowiedział z uszanowaniem przybyły.
Następnie obejrzał się znów ostrożnie na wszystkie strony, poczem rzekł półgłosem, poufnie:
— Przynoszę wiadomość, dostojna pani, ważną wiadomość!
— Od twego pana?
Timur wstrząsnął głową.
— Wiadomość, dla kogo? — zapytała Jagiellona.
— Dla pięknej i dostojnej pani!