Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/178

Ta strona została przepisana.
 184
JAN III SOBIESKI.

— Dla mnie?... Mówże!... Gdzie jest twój pan?
— Odjeżdżamy, dostojna pani, ale mój pan pragnie raz jeszcze widzieć się i mówić z dostojną panią przed odjazdem.
— Powiedz twojemu panu, że czekam na niego.
Timur szeroko roztworzył oczy.
— Tu? — zapytał, — mój pan nie może przybyć do miasta! Ja sam z narażeniem życia dostałem się tutaj! Mój potężny i dobry pan czeka dostojnej pani za bramą miasta przy wielkim posągu! Z tej strony miasta obozują wojownicy przy ogniskach, lecz z drugiej. strony jest zupełna cisza...
— A więc przy pomniku Kazimierza Wielkiego.
— Jakąż odpowiedź mam zanieść mojemu panu, dostojna pani? — zapytał Timur ciekawie.
— Zaprowadzisz mnie do niego!
— Wielki to zaszczyt i łaska dla Timura! — rzekł służący Allaraby z głębokim ukłonem, składając ręce na piersi.
Jagiellona okryła się obszernem, ciemnem okryciem i opuściła pałac z pochylonym, zręcznym jak kot, Timurem.
Oboje poszli przez plac ciemny i pusty, następnie zwrócili się do bramy miejskiej, którą obrał Timur.
Brama ta była już zamknięta.
Gdy Timur zbliżył się do bramy, przystąpił do niego strażnik i chciał mu zadawać pytania.
Jagiellona jednakże dała strażnikowi rozkaz aby otworzył bramę i wypuścił służącego, przyczem dała się poznać. Dozorca przybrał postawę pełną uszanowania i wykonał jej rozkaz.
Brama otworzyła się, skrzypiąc.
Jagiellona i Timur, który śmiał się w duchu, wyszli za miasto.
Następnie udali się drogą, prowadzącą koło stojącego w cieniu kilku drzew pomnika dawno zmarłego króla.
Gdy Jagiellona uszła kawał drogi, ujrzała w oddali migocące w ciemności ognisko.
Z tej strony miasta jednakże, w której się znajdowała, było cicho, pusto i ciemno.
Znała dobrze drogę do posągu i sam posąg. W chwili, gdy się do niego zbliżała, zaświeciło coś jak błyskawica i oświetliło niebieskawym blaskiem posąg, oraz stojącego przed nim w białym kaftanie Allarabę.
Magiczne światło padało na jego postać.
Skąd pochodziło?... Jagiellona stanęła zdziwiona.
Widok oświeconego niezwykłem światłem posągu i postać indyjskiego kapłana wywierał na nią potężne wrażenie. Po chwili światło zagasło. Spojrzała dokoła.
Niebo było pogodne i gwiaździste, nie błyskawica zatem oświetliła posąg i Allarabę. Skądże pochodził ten blask niezwykły, który zagasł po chwili?
Jagiellona spostrzegła teraz dopiero, że Timura już przy niej nie było.
Zbliżyła się do starego, wysokiego ciemnego posągu i stojącego przed nim człowieka w białym kaftanie.
— Skąd pochodził ten blask, kapłanie? — zapytała.
— Miał ci okazać pani, kto cię oczekuje, — odpowiedział Allaraba, — przychodzisz... dzięki ci za to.
— Jakież to było światło, które widziałam, kapłanie?