Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/181

Ta strona została przepisana.
187 
JAN III SOBIESKI.

— Jak on się dostał do miasta? — pytały kobiety, — kto go wpuścił?... Cierpieliśmy dosyć!... Wygnać go z miasta.
Tłum okazywał coraz większe rozdrażnienie i groził czerwonemu Sarafanowi, który zwrócił się do poblizkiej, na pół rozwalonej wieży, około której pracowało wielu ludzi nad uprzątnięciem rumowiska dla odbudowania spalonej części.
Gdy robotnicy na górze ujrzeli, że czerwony Sarafan wszedł do wieży, a tłum rozdrażniony zdawał się chcieć iść za nim, zaczęli krzyczeć i wygrażać pięściami.
— Czego ten czerwony potępieniec chce w naszem mieście, — wołali, — czyż nie dosyć tu nieszczęścia, przelewu krwi i nędzy! Ukazuje się on wszędzie, gdzie majnastąpić bitwa, czy chce nam zapowiedzieć nową klęskę?
Szczególna postać zdawała się zupełnie nie zważać na ludzi, zostających pod wpływem przesądnych przekonań. Przyszedł on do wieży, by tam odszukać Sassę. Jednak ślepa niewolnica mu siała już opuścić wieżę, gdyż na dole i w całym korytarzu wcale jej widać nie było.
Sarafan przypuszczał, że się zapewne oddaliła, gdy mieszczanie otworzy li wieżę, ażeby przystąpić do odbudowy.
— Hej, ludzie! — zawołał na robotników, którzy z narzędziami schodzili po schodach, — czy nie widzieliście ślepej niewolnicy?
— Zabić tego czerwonego szatana! wołał z ulicy wdzierający się tłum, Wpośród którego jedni groźnie podnosili ręce, inni zaś wskazywali śmiejącego się z niedowierzaniem i pogarliwo ścią Sarafana, — zabić go! Ukamienować tego, który nam wróży nowe niesz częścia!
Groźne te i oburzające słowa napotykały oddźwięk coraz powszechniejszy, a gdy robotnicy z narzędziami zeszli na dół, klnąc czerwonego Sarafana, rozwścieczony tłum rzucił się na szczególną postać.
Wszelkie usiłowania opamiętania pospólstwa, które w czerwonym Sarafanie widziało sprawcę wszystkich nieszczęść, były nadaremne! Tłumem tym owładnęła wściekłość, sądził on, że uwolni się od nowego rozlewu krwi zabijając tajemnicze zjawisko, którego pojawienie się miało klęski wojenne prowadzić za sobą.
Przez chwilę czerwony Sarafan stał zdumiony i wpatrywał się jak obłąkany w nacierających.
Zdawał się jeszcze nie wierzyć, żeby ludzie na seryo zabierali się do niego.
— Zabić go! Wrzucić do wody! Śmierć przeklętemu czerwonemu Sarafanowi! — wołał tłum podnosząc rozmaite narzędzia i nacierając na szczególnego człowieka, który, jak to było jego zwyczajem, zrobił kilka szczególnych poskoków i cofnął się w półcień który panował w głębi korytarza.
Nagle zobaczył tuż przy sobie otwór, przy którym płyta kamienna leżała jeszcze tak, jak ją położyła Sassa, a ponieważ w korytarzu, którego wyjście od strony fos fortecznych było zamknięte, byłby się dostał bez ratunku w ręce swoich towarzyszów, zrobił więc szybko zręczny skok w głąb, a zeskoczywszy odjął drabinę, która od otworu prowadziła na dół.
Mężczyźni i kobiety cofnęli się.
Znajdujący się bliżej zaledwie nie powpadali do otworu.