Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/182

Ta strona została przepisana.
 188
JAN III SOBIESKI.

— Przynieść pochodni! — krzyczeli robtnicy, — zeskoczył do piwnic!
— Przecież to wejście do starego, zawalonego podziemia! — zawołał pewien stary mieszczanin.
— Nie ucieknie nam, ludzie! — rzekł inny zaciskając pięść, — dostał się do pułapki! Z tego podziemia nie ma wyjścia! Mamy go!
— Zamurować otwór! — zaprojektowała jakaś fanatyczka, wskazując czarną przez odjęcie płyty powstałą jamę, — niech czerwony Sarafan zginie tam w głębi!
— Przynieść pochodni! — wołali robotnicy, — dalej za nim! Musimy go schwytać! Trzeba go zabić! Inaczej nie zginąłby tutaj!
Słowa te potwierdzano ogólnie.
Tłum był podobny do stada dzikich bestyi, które chciały rozszarpać tego, którego uważały za sprawcę rozlewu krwi.
Kilku robotników przyniosło pochodnie.
— Drabiny! — wołali stojący nad otworem, — drabiny tutaj! Czerwony Sarafn ściągnął drabinę na dół! Czy słyszycie jak tam w głębi śmieje się z nas i szydzi? Słyszycie?
— Niech sobie szydzi! — rzekł inny, — niedługo będzie szydził!
Kilku ludzi przyniosło nareszcie drabinę. Przy czerwonawym blasku palących się pochodni spuszczono w głąb, drabinę i szło już tylko o to kto pierwszy spuści się do podziemia, gdyż dwóch jednocześnie schodzić nie mogło.
Jeden herkulosowej postaci robotnik, trzymający w lewej ręce pochodnię, a w prawej ręce uzbrojony kosturem, zdecydował się być pierwszym.
— Chodźcie za mną! — zawołał, — śmierć i zagłada czerwonemu Sarafanowi!
Zeszedł. Mężczyźni tłoczyli się za nim. Niektórzy wzięli pochodnie, inni drągi żelazne i pałki. Nawet niektóre kobiety tak się rozfanatyzowały, że poszły za mężczyznami do podziemia.
Inni pozostali na górze i otoczyli otwór, wywołując obelgi i przekleństwa na czerwone widmo wojny.
Na dole w podziemiu powstała ciżba i krzyki.
Pochodnie oświecały ponuro sklepiony korytarz, którego ściany pokrywała pleśń i robactwo. Dalsza część korytarza podobną była do ponurego grobu, ponieważ światło pochodni oświetlało tylko niewielki okrąg.
Strasznem miejscem było owo podziemie!
Wilgotne ściany, brudna podłoga, zgnilizna powietrza, wszystko to miało w sobie coś przerażającego.
Mimo to mężczyźni i kobiety, których popędzała ślepa wściekłość, szli nieustając dalej, aż by znaleźć czerwonego Sarafana, który ujść stamtąd nie mógł, i jak znający podziemie zapewniali, musiał się koniecznie dostać w ich ręce!
Gdyby zupełnie nieuzbrojony i widocznie niezbyt silny Sarafan został napotkany i napadnięty przez ten tłum, gdyby został znaleziony, musiałby zginąć w tych podziemiach! Nic go ocalić nie było w stanie! Był zgubiony gdyby ci ludzie schwytali go i powalili na ziemię. Byli oni w stanie zdeptać go albo ukamienować. Dziki krzyk rozległ się głucho w sklepionym długim korytarzu.
Czerwony Sarafan cofał się przed postaciami oświetlonemi przez pochodnie. Widział dokładnie wszystkich swych prześladowców.