Postępowali oni coraz dalej.
Nagle jeden z idących naprzód robotników, ów człowiek herkulesowej postaci, trzymający w lewej ręce pochodnię a w drugiej drąg żelazny ujrzał przed sobą czerwonego Sarafana, który widocznie doszedł do końca podziemia, gdyż zatrzymał się i stanął.
Z wściekłym krzykiem rzucił się robotnik na niego i zamachnął się z całą siłą żelaznym drągiem.
Zapomniał on jednak w zapale, że u góry nad podziemiem znajdowało się sklepienie i uderzył w nie tak silnie żelaznym drągiem, że rozległ się głuchy huk i w tejże chwili sklepienie zawaliło się.
Cegły i gruzy spadły na robotnika z taką siłą, że został przewrócony i pochodnia którą trzymał w ręku, zagasła.
Wszyscy obecni cofnęli się z przerażeniem.
Krzyk przestrachu rozległ się w korytarzu.
— Zasypany! Korytarz się wali! Uciekajcie! Czerwony Sarafan zasypany! — wołano.
— I robotnik także zasypany! — zawołał jeden z odważniejszych, który jeszcze nie uległ wpływowi ogólnego przestrachu, — trzeba mu pomódz! Do mnie! trzeba go wydobyć z pod gruzów!
— Sklepienie się wali! wszystkich nas zasypie! — wołali bojaźliwsi.
W wązkim korytarzu podziemia powstała straszna ciżba i zamęt niepodobny do opisania. Większa część pochodni zagasła podczas popłochu.
— To sprawka czerwonego Sarafana! — wołały kobiety nawet w ucieczce miotające się gniewem, — on zawalił sklepienie, żeby nas pozabijać, zasypać, zgubić!
Wysileniom kilku zdeterminowanych mężczyzn, mających jeszcze pochodnie powiodło się nakoniec zatrzymać w korytarzu część uciekających i nakłonić ich do powrotu na zagrożone miejsce.
Sklepienie nie waliło się dalej, ale dostać się do czerwonego Sarafana, który znajdował się po za zasypanem miejscem było trudno i niebezpiecznie, gdyż przy usuwaniu kamieni i uprzątaniu ziemi mogło nastąpić nowe obsypanie się części sklepienia.
Trzeba jednakże było ocalić zasypanego robotnika.
Nieustraszeni ludzie przy blasku pochodni zabrali się do pracy.
Po wielu wysileniach udało się im wreszcie wydobyć towarzysza. Był on jednak już martwy, nie oddychał. Przy płacił życiem swą natarczywość.
Gdy robotnicy wynieśli jego zwłoki z podziemia, kobiety załamywały ręce i oskarżały czerwonego Sarafana jako sprawcę jego śmierci.
Nikt jednak nie miał odwagi wracać do podziemia.
— Czerwony Sarafan zasypany! — mówiono, — czerwony Sarafan musi zginąć, bo jest pogrzebiony żywcem!
Wojewodzina Jagiellona Wassalska szybko umiała pozyskać zaufanie młodej królowej Eleonory i często do późnej nocy bawiła w jej apartamentach.
Eleonora odsłaniała przed nią całe swe serce, skarżyła się na swoją nieszczęśliwą miłość i nietylko wtajemniczyła ją we wszystkie tajemnice swego małżonka, ale także w sekreta wiedeńskiego dworu.