Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/186

Ta strona została przepisana.
192
JAN III SOBIESKI.

— Spotykano go już kilkakrotnie nocami w korytarzach, — odpowiadano królowi, ale dotychczas nikt go nie zaczepiał.
— Dlaczego?... Nie lubię takich postaci unikających światła dziennego, — rzekł Michał, któremu na myśl przyszło jakie sprzysiężenie, lub inne jego osobie grożące niebezpieczeństwo, — pani wojewodzina słusznie czyni, że się chce dowiedzieć co to za mnich? Trzeba tego dojść.
Rozkaz królewski poparł zarządze nie Jagiellony, jednakże straż z szczególną niechęcią przystępowała do jego wykonania.
Straż postawiona przy wyjściach, oświadczyła burgrabiemu, gdy ją obchodził, że nigdzie nie widziała mnicha.
Ujść on nie mógł jednakże.
Cały zamek był wzburzony.
Zaczęto na żądanie wojewodziny, przy blasku świec przeszukiwać gmach cały. Jagiellona osobiście brała gorliwy udział w tej pracy.
Służący, którzy słysząc hałas wybiegli ze swoich izb, usłyszawszy o co idzie, nie okazywali wielkiej ochoty do szukania mnicha, którego nocne wędrówki i im także zdawały się być wiadome.
Mimo to potrzeba było szukać wszędzie.
Godziny upływały na najstaranniejszych poszukiwaniach, ponieważ zamek był obszerny i dzielił się na wiele części.
Wszakże jednak poszukiwania nie naprowadziły na żaden ślad mnicha, co jeszcze bardziej drażniło Jagiellonę, która kazała ciągle szukać dalej, ażeby wykryć jego schronienie.
Było to daremne. Śladu zagadkowego zjawiska niepodobna było w zamku wynaleźć.
Stary mnich znikł w sposób niewyjaśniony.
Nad świtem, przetrząsłszy wszystko zaniechano dalszych poszukiwań.
Wskutek tego wypadku tajemnicza postać mnicha nabrała w pojęciu straży pewnego nadprzyrodzonego pozoru.
Jagiellona z przykrością musiała poprzestać na tem, że starego mnicha nie znaleziono i nie dowiedziano się żadnych szczegółów o jego osobie.

43.
Ratunek.

W chwili, gdy herkulesowej postaci robotnik spostrzegłszy czerwonego Sarafana zamierzył się na niego żelazną sztabą, czerwony Sarafan cofnął się nagle. Zawalenie nastąpiło w tej samej chwili.
Noc nie przenikniona ogarnęła go nagle, nie doznał jednak żadnego skaleczenia od opadającego rumowiska.
Był zasypany. Odwrót był mu odciętym.
Głucho tylko dochodził do niego odgłos cofających się ludzi.
Czerwony Sarafan, który nieokazywał żadnej obawy, ponieważ instynktownie ufał, że się z tego zajścia jakoś wydobędzie i teraz widząc się w zasypanym korytarzu, nie przestraszył się bardzo.
Ciemność grobowa, która go otaczała, byłaby przeraziła każdego innego, czerwony Sarafan pozostał jednak spokojny, mówiąc sobie, że z podziemnego korytarza musi być przecież jakieś inne wyjście.
Zaczął więc iść dalej, rękami dotykając ścian.
Nagle stanął.