Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/188

Ta strona została przepisana.
194
JAN III SOBIESKI.

— Może się jeszcze wydostaniemy, skowronku, — odpowiedział, — dostają mi się w ręce korzenie i rośliny.
— Niebo może nas wyswobodzi! — rzekła ślepa niewolnica, składając ręce.
Sarafan kopał dalej rękami i nagle ukazał się and nim, w miejscu, w którem podziemia się zapadła, mały otwór, przez który przedzierał się promień światła.
— Wydostaniemy się, — zawołał, — robi się widno.
Sassa szeptała modlitwę dziękczynną.
Otwór robił się coraz większy.
— Chodź tutaj i ostrożnie wdrap się na górę! — zawołał Sarafan.
Ujął ją za ręce i pociągnął ku miej scu, po nad którem znajdował się otwór.
— Dziękuję ci za ocalenie, dobry Sarafanie, — rzekła ślepa niewolnica drżącym głosem, wdychając świeże, czyste powietrze, — zdaje mi się, że się wydostaję pod otwarte niebo.
— Dalej! wydostań się tylko na wierzch! — wołał na nią Czerwony Sarafan, pomagając jej wyleźć.
Sassa wdrapała się do otworu i wydostała się szczęśliwie na powierzchnię ziemi, gdzie dokoła rosły krzaki i drzewa.
Jakie uczucie niewypowiedzianej rozkoszy przejęło ocaloną, gdy odetchnęła świeżem, swobodnem powietrzem! Złożyła ręce... wyraz błogości opromienił jej twarz. Była jednak zbyt osłabioną, żeby z łatwością przenieść mogła tę zmianę. Radła na mech i trawę... opuściła ją przytomność i leżała bez poruseznia, jak martwa.
Czerwony Sarafan wydostał się z kolei z czarnej, zaduszonej głębiny.
— Twoja odwaga i mnie ożywia, Sarafanie! Tak masz słuszność, nie powinniśmy jeszcze umierać! Wyrzekłam się już ostatniej nadziei, ale twoje zjawienie się dodaje mi nowej, — rzekła Sassa, — mój szlachetny pan żyje! Więc i ja żyć muszę! Gdzie jesteś, Sarafanie! Czy widzisz co?
— Widzę tyle co ty, skowronku! Noc nas otacza, ale nie bój się! — pdparł czerwony Sarafan.
Sassa usłyszała, że grzebie w ziemi.
— Co robisz? zapytała, — czy nie mogę ci pomódz?
— Robię tylko próbę, skowronku!
— Odkopujesz ziemię?
— Tylko tu na górze, w suficie podziemia! Spada wprawdzie jeszcze trochę ziemi, ale to musi się skończyć, jeżeżeli dalszy kawał się nie zawali.
Sassa wstała. Obecność Sarafana i spożycie chleba powróciło jej siły, najbardziej jednak ożywiała ją myśl o Janie Sobieskim. Chciała pomagać czerwonemu Sarafanowi, nie pozwolił jej jednak na to.
Godziny upływały.
— Nic z tego nie będzie! — rzekł wreszcie Sarafan znużony.
Rzucił się na ziemię i jak się zdawało, nie miał zamiaru pracować dalej.
Ślepa niewolnica siedziała również skulona.
Cisza, grobowa cisza panowała w strasznem podziemiu.
Czerwony Sarafan zasnął, Sassa słyszała jego równy oddech.
Nareszcie i ona usnęła.
Gdy się obudziła po długim, pokrzepiającym śnie, usłyszała Sarafana kopiącego.
— Jakże idzie, Sarafanie? — zapytała.