Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/190

Ta strona została przepisana.
196
JAN III SOBIESKI.

— Jęczy! chce wody! — rzekła jedna z kobiet, — musi być bardzo słabą! Zdaje mi się, że jest niewidoma.
— Przynieś wody, a ja przy niej pozostanę, — odpowiedziała druga.
I pochyliła się nad Sassą, a tymczasem jej towarzyszka poszła po wodę ze dzbankiem, który miała z sobą.
— Czyś bardzo chora? — spytała Sassy.
— Nie mogę się ruszyć, — jęknęła Sassa, — zlitujcie się, dajcie choć kroplę wody!
— Zaraz, zaraz, woda będzie za chwilę! Musiałaś się zbłąkać! Jesteś niewidoma?
— Tak! — szepnęła ślepa niewolnica.
— Jakże się nazywasz? — Sassa! — wymówiła zcicha chora.
— Skądże tu przyszłaś? — Ślepa niewolnica odpowiedziała kilka słów bez związku, wśród których powtórzyła parę razy imię Jana Sobieskiego i czerwonego Sarafana.
— Jest bardzo chora! majaczy w gorączce — rzekła klęcząca przy niej kobieta do swej towarzyszki, która właśnie wróciła z wodą.
Klęcząca wzięła naczynie i zwilżyła usta chorej.
Sassa podniosła się.
— Wody! dajcie mi wody! — prosiła.
Kobiety podały jej naczynie.
— Nie widzi, — objaśniły jedna drugą.
Ślepa niewolnica napiła się i opadła znowu na trawę. Usta jej szeptały słowa bez związku.
— Tu przecież nie możemy jej zostawić, — mówiły do siebie kobiety, — cóżby się z nią stało? Noce teraz są zimne! Zginęłaby tutaj biedaczka!
— Zabierzmy ją na wieś.
Litościwe, chociaż biedne kobiety wykonały zaraz ten zamiar. Podniosły Sassę, która z początku iść nie mogła, ale przy ich pomocy mechanicznie poruszała nogami.
Po dość długiej wędrówce przybyły z chorą późnym wieczorem do wioski, złożyły ją na posłaniu, przykryły i jedna z nich pozostała przy niej. Dawała ona chorej pić, ocierała pot z jej czoła i pilnie pełniła służbę przy niej, chociaż całe leczenie stanowiła tylko zimna woda.
Przez kilka tygodni biedna niewolnica leżała tak w gorączce w chacie starej kobiety, która od czasu do czasu, ażeby ją utrzymać przy życiu, dawała jej nieco miodu albo rosołu.
Zima już nadchodziła, a Sassa jeszcze nie wróciła do domu.
Biedna kobieta, która ją przyjęła do siebie, wychodziła często z chaty po gałęzie i drzewo do lasu, ponieważ było zimno, a gdy wyszła zrana, zazwyczaj nie powracała aż wieczorem.
Stan chorej poprawił się nareszcie. Mogła już na parę godzin codzień łóżko opuszczać.
Pewnego wieczoru właśnie, gdy litościwa kobieta powróciła do chaty i roznieciła ogień, dał się słyszeć wielki hałas. Cała wieś poruszyła się nagle, wszyscy byli na nogach. Powstało formalne zbiegowisko.
Sassa wyszła także z chaty.
Kobieta, która ciągle jeszcze pielęgnowała rekonwalescentkę, wyszła przed chatę, aby zobaczyć, co zajść mogło w wiosce zazwyczaj tak spokojnej.
Nadjechali do wioski ludzie w popłochu, uciekający od strony niedaleko położonej granicy.
— Idą! zbierają się tysiącami! — opowiadali zbiegowie zgromadzonym