Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/191

Ta strona została przepisana.
197
JAN III SOBIESKI.

mieszkańcom wioski, którzy z przerażeniem załamywali ręce, — niedługo tutaj przybędą!
Sasa wyszła także z chaty.
— Kto idzie? — zapytała.
— Tatarzy! jest ich moc niezliczona, — odpowiedziano, — jest ich tyle co piasku w morzu! Zbierają się w cichości i chcą urządzić straszliwy najazd.
— A tu nikt nie wie o tem? tu nie ma wojska? — rzekła, bledniejąc Sassa, której ten wypadek zdawał się przywracać utracone siły — dowódzcy nic nie wiedzą o grożącem niebezpieczeństwie? Mój Boże, czemuż stoicie! na cóż czekacie?
— Pozostaniemy tutaj w wiosce! — odpowiedzieli zbiegi.
— I żaden z was nie pospieszy, aby wiadomość o tem zanieść do Warszawy, aby ostrzedz dowódzców, zawiadomić Jana Sobieskiego, że straszne niebezpieczeństwo zagraża, — mówiła Sassa dalej, załamując ręce. — Czegóż się wahacie? czemuż go nie zawiadomicie?
— Mężczyźni odwrócili się.
— To już zapóźno, — rzekł jeden.
— Żleby mógł wyjść, ktoby zaniósł taką wiadomość, — mruknął drugi.
— Więc wolicie pozostać tutaj i przepuścić Tatarów przez granicę? zawołała Sassa przerażona.
— Powstrzymać ich już nie zdołamy! — odpowiedzieli, — horda ich jest zbyt wielka! Któżby się zdołał im oprzeć? My tu najpiewsi padlibyśmy ofiarą! Jeżeli weźmiemy wojsko, to wyjdziemy gorzej, niż siedząc cicho.
— I dlatego zostajecie tutaj? — wyrzucała im Sassa, — dlatego pozwalacie Tatarom wkraczać do kraju? Hańba wam! Gorszem to jest, niż gdybyście otwarcie przeszli do nieprzyjaciela!
— Kto jest ta dziewczyna, — mówili zbiegowie i mieszkańcy wioski, odwracając się niechętnie i chcąc się oddalić.
— Czyż nie słyszycie? Czy nie ma wpośród was żadnego, któryby chciał zawezwać wodza? Czyż żaden z was mnie nie usłucha? Macie przecież koi nie! Ludzie rozeszli się zwolna, wzruszając ramionami na napomnienia ślepej dziewczyny.
— Najświętsza Panno! czemuż milczycie? — mówiła Sassa dalej w śmiertelnej trwodze, — sami przecież mówicie, że nie ma chwili czasu do stracenia, że horda nieprzyjacielska już nadciąga? Czyż żaden z was nie dosiędzie konia i nie puści się do Warszawy, ażeby zawezwać Jana Sobieskiego? Zlitujcie się! Wszyscy wiecie jakie grozi niebezpieczeństwo, a wódz jeszcze nic o niem nie wie! Pędźcie do niego, aby go zawiadomić! Ratujcie ojczyznę!
Zamilkła i wytężyła słuch.
Cisza panowała dokoła.
Nie było żadnej odpowiedzi.
— Gdzież jesteście? — zawołałaś Sassa, — czyż żaden nie wysłucha moich błagań? Czy chcecie zdradzić ojczyznę i oddać ją na pastwę wrogów? Może jeszcze wszystko da się ocalić? Doniesienie wasze może jeszcze zapobiegnie nieszczęściu! Chcecie się zgubić sa mi? Ulitujcie się! zawiadomcie wodza! sprowadźcie wojsko!
Nikt jej nie słuchał.
Kobieta, która ją pielęgnowała, przystąpiła do niej i ujęła ją za rękę.
— Chodź do chaty, — rzekła, — ludzie odeszli... nie ma żadnego!