Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/195

Ta strona została przepisana.
201
JAN III SOBIESKI.

Marya odwróciła twarz... łza na jej bladych licach świeciła.
— Nie pytam o nic więcej Maryo! — mówił Rochester z cicha, drżącym głosem dalej, — zamknę w sobie moją boleść, hrabio Rochester! Wyjadę do mego starostwa.
— Rozstanie... rozstanie może na wieki! Nie, Maryo, nie wymagaj odemnie rzeczy niemożebnych! Muszę cię widzieć jeszcze!
— Zapomnij o mnie! wybierz inną, uszczęśliw inną swą miłością!
— Czy naprawdę sądzisz, że mógłbym to uczynić, Maryo? O! gdybym mógł, może oboje bylibyśmy szczęśliwsi! Tak, oboje, bo i ty nie zdołasz zapomnieć o mnie! Nie nazywaj mnie zarozumialcem, słysząc te słowa... nazwij je raczej pociechą, którą chcę zabrać z sobą i która mi jest potrzebną, ażebym mógł dłużej znosić to nędzne życie!
— W rozrywkach dworskiego życia znajdziesz dosyć pociechy, hrabio Rochester!
Spojrzał na nią z tęsknym uśmiechem.
— Widzę że nie znasz mojej miłości, Maryo, — rzekł z lekka, wstrząsając głową, — ale dosyć! Musimy się rozstać... Co nas czeka w przyszłości, tego nie możemy odgadnąć! Ja także nie wiem, czy będę mógł żyć, nie widząc ciebie! Nic przyrzec nie mogę, Ma ryo! Wiem tylko o tem, co się dzieje w tej chwili. Powiem mojemu sercu: “bądź zimne jak lód”, ażeby ci nie spra wiać przykrości, a sobie łatwiejszem uczynić rozłączenie. O Maryo! Maryo! dlaczegóż muszę rozstawać się z tobą? Ale dosyć! Idę. Niech cię niebo ochrania. Pozwól mi wierzyć, że mnie nie zapomnisz!
— Czyżbyś mi życzył życia pełnego cierpień, hrabio Rochester?...
— Zapomnij mnie! zapomnij! Ale nie będziesz mogła, tak samo jak ja nie mogę! — zawołał hrabia Rochester i wybiegł zrozpaczony z pokoju.
Marya została blada i przejęta. Ża den wyraz nie wyszedł z jej drżących warg. Rochester znikł... Marya marząca i zamyślona patrzyła za nim.
Posępny cień padł na jej życie.
Czyż kochała bardziej Rochestera niż Jana Sobieskiego?
Młody, wykwintny Anglik, którego obraz już w młodych latach miał dla niej urok, zakradł się rzeczywiście do jej serca.
Nie chciała jednak zgrzeszyć powtórnie! Postanowiła dotrzymać przysięgi, danej owej nocy w ogrodzie różanym zakochanemu Janowi Sobieskiemu.
I Sobieski przyszedł przypomnieć jej owe słowa, które z sobą podówczas zamienili.
Wojownik, wódz zwycięskich wojsk, nie przypuszczał nawet, żeby uczucia Maryi zmienić się mogły.
Jakaż to jednak zachodziła różnica pomiędzy tymi dwoma ludźmi, którzy się ubiegali o jej serce!
Z porównania Sobieski podobno wyszedłby gorzej, a jednak Marya musiała wyznać przed sobą, że jego męzka godność, jego dzielność i odwaga, jego czyny zupełnie zaćmiewały eleganckiego hrabiego.
— Maryo! — zawołał Sobieski, przystępując z zapałem zwycięzcy do pięknej wdowy po Zamojskim, — teraz niema między nami żadnej zapory!
Przeląkł się jednak.
— Czemuż się cofasz? — zapytał, widząc bladość i chłód Maryi, — czyliś się mnie nie spodziewała?