wraz z ofiarą zamknąć do trumny i tru mnę tę zamurować. Tym sposobem sądzono, że Sarafan raz na zawsze zostanie usunięty.
Uchwałę tę obwieszczono mieszczanom przez obwoływaczów publicznych, i wszyscy przyjęli ją z zadowoleniem.
Do tego czasu nie zaglądano wcale do czerwonego Sarafana który się znaj dował w pilnie strzeżonem i bezpiecznem zamknięciu. Teraz dopiero przełożeni miasta udali się z oprawcą i poświęcaną chorągwią do kaźni, ażeby zajrzeć do więźnia i areszt, w którym się znajdował, wykadzić poświęcanem kadzidłem.
Czerwony Sarafan, któremu ani jeść ani pić nie dawano, leżał w kącie ciemnej izdebki na garści przegniłej słomy. Nie poruszał się. Oczy miał zamknięte. Wyglądał okropnie i powinien był obudzić litość.
— Oho! udaje! — wołali mieszczanie, — nie trzeba mu dowierzać! To sam szatan, albo jego wysłaniec!
— Nie umrze on! Nawet z głodu nie umrze! — mówili inni, — udaje tylko nieżywego!
— Niech mu oprawca naleje wrzącej smoły na piersi! — zawołał któryś.
— Tak, macie słuszność! — zawołano dokoła, — przekonamy się, czy z nas nie drwi! Niech mu oprawca naleje wrzącej smoły na piersi.
Myśl torturowania czerwonego Sa rafana znalazła ogólne poparcie i wszyscy tłoczyli się dla zobaczenia, czy martwota czerwonego Sarafana była udaną.
Ciemny, sfanatyzowany tłum zgro madził się przed kaźnią, aby słyszeć co się tam działo. Co chwila odzywały się głośne przekleństwa, rzucane na tajemniczą postać, która jak powszechnie sądzono, sprowadziła na miasto nieszczęścia i rozlew krwi.
Oprawca, który tuż obok kaźni miał izbę z przyrządami do torturowania, wyniósł z niej naczynie z węglami i drugie naczynie ze smołą.
Mieszczanie sypali na węgle kadzidło, a oprawca rozżarzał je i ogrzewał smołę.
Następnie przystąpił do obumarłe go czerwonego Sarafana, którego blada twarz i rozrzucone rude włosy wyglądały okropnie i ukląkł przy nim.
Otworzył czerwony jego kaftan pod szyją i obnażył pierś.
Nagle odskoczył przestraszony.
— Co ci jest? coś zobaczył? — wołali otaczający, — czy ma znak? pewno końską podkowę? pewno ma czarny znak na sercu!
— Jest znak, to prawda — odpowiedział oprawca, — wisi na łańcuszku na szyi.
— Cóż to takiego? Zapewne talizman! Przecież nie święte relikwie, — mówili otaczający, — skądby taki szatan mógł mieć relikwie! Wygląda to na talizman!
— Jest to blaszka z obrazkiem! — zawołał jeden z obecnych.
— Z jakim obrazkiem? — zapytało kilku.
— Wygląda to jak głowa dziewczęcia!
— Pewno portret jakiej szatanicy!... Odrzućcie na bok obrazek i róbcie co do was należy, oprawco!
Oprawca nie wahał się dłużej. Przyniósł żelazne naczynie z rozpuszczoną, wrzącą smołą.
— Sarafnie! obudź się! — zawołał.
Czerwony Sarafan nie poruszał się.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/197
Ta strona została przepisana.
203
JAN III SOBIESKI.