Kat puścił kroplę wrzącej smoły na chudą pierś podejrzanego o stosunki z szatanem.
Głuchy jęk bólu wydarł się z piersi czerwonego Sarafana.
— Oho! słyszycie? — wołali otaczający, — już daje znak życia! Widzicie, że tylko udawał! Dalej oprawco!
Kat puścił znowu kroplę na pierś nieszczęśliwego.
Czerwony Sarafan podniósł się nagle, otwierając zapadłe oczy i patrząc strasznie na otaczających. Jęknął z bólu.
— Ocknął się! Podniósł się! żyje! Udawał tylko! — wołali zgromadzeni.
Czerwony Sarfan spostrzegł teraz dopiero, co się działo, a że ból, którego doznawał już przeszedł, uśmiechnął się szyderczo i pogardliwie.
Był jednak osłabiony i padł na słomę, nie wymówiwszy ani słowa.
— Niech nie będę zbawionym, jeżeli to nie sam szatan! — zawołał człowiek stojący koło oprawcy, — widzicie, jak się z nas śmieje! Jest pewny, że mu nic nie zrobimy! Przekonamy się jednak zaraz, czy mu co zrobić można!
— Oprawco, zapytaj go, jak się nazywa — skąd pochodzi, — wołano, — jeżeli nie powie, będzie torturowany da lej! Spytaj go także, czy jest w spółce z szatanem! Musi się przyznać!
— Tak, musi się przyznać, — powtarzali jedni, — musi wyznać, że ma spółkę z szatanem i roznosi po święcie wojnę i pożogę.
Kat klęczał nad leżącą na przegniłej słomie ofiarą.
— Nazywają cię czerwonym Sarafanem, — rzekł donośnym głosem, — ale jak się nazywasz rzeczywiście i kim jesteś?
Czerwony Sarafan nic nie odpowie dział.
— Nie chce mówić! — wołali z gniewem otaczający, — brać go na tortury!
Oprawca wykonał rozkaz.
Wrząca smoła płynęła znowu na pierś nieszczęśliwego.
Nie wydał on żadnego dźwięku. Zdawało się, że się już pasuje ze śmiercią i nie jest zdolnym do żadnego oporu.
— Więc wyznaj, żeś we spółce z szatanem! — zawołał oprawca.
Za chwilę zapanowało głuche milczenie.
Czerwony Sarafan poruszył ustami.
— Przyznał się! odpowiedział! — wołali otaczający, — słyszeliśmy doskonale.
— Tak jest, jak się domyślaliśmy, — mówili inni, — nikt nie wie, skąd on jest, nikt go nie zna! Ukazuje się tylko tam, gdzie ma nastąpić rozlew krwi! Zapytajcie żołnierzy, znają go od dawna!
— Niech nie ściąga na Żwaniec nowych nieszczęść! — wołano, — do trumny z nim! zamurować.
Czerwony Sarfan otworzył wielkie, osłupiałe oczy. Zdawał się słyszeć wszystko, co mówiono.
Zaślepiony tłum domagał się spełnienia strasznego wyroku.
Ludzie, z oprawcą na czele opuścili izbę, w której znowu Sarafana pozostawiono samego. Miano się zająć natychmiast przygotowaniami do spełnienia powziętego zamiaru.
Gdy cisza zapanowała w izbie, czerwony Sarafan podniósł się z trudem. Rany na piersiach piekły go i bolały. Bardziej jeszcze dręczył go głód i pragnienie.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/198
Ta strona została przepisana.
204
JAN III SOBIESKI.