Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/20

Ta strona została przepisana.
22
JAN III SOBIESKI.

się w czarnych zarysach wieże miejskie, wyłaniające się z wieczornej ciem ności i gdy wokoło siebie ujrzeli płonice pochodnie. Koń dziewczęcia stanął za nimi.
— Przybyliśmy do Krakowa, starego, pełnego pamiątek koronacyjnego grodu, mój bracie Marku, — odezwał się poważny głos młodzieńca, — ojca jednak naszego tu nie zastaniemy.
— Zanieśmy o to skargę do nieba! udajmy się do miasta odwiedzić go w grobach kościelnych, — odpowiedział Marek Sobieski.
— Czy słyszysz te hałasy i wrzawę, panie? — zapytała po pewnej chwili Jana Sobieskiego dziewczyna, — nowy pan zamku odbył swój wjazd! Jan Zamojski został kasztelanem!
— Nie w porę przybyliśmy! Nie dla nas miejsce wśród radosnych obchodów i uroczystości, — rzekł Jan Sobieski, — poczekajmy tutaj, aż przebrzmi wrzawa, któraby przeszkodziła naszym odwiedzinom zmarłego.
Marek i ślepa niewolnica spełnili w cichości wezwanie i jednocześnie z Janem Sobieskim zeskoczyli z koni. Znajdowali się na uboczu od głównego ogniska uroczystości i tu przeczekali, dopóki pochodnie powoli nie zagasły i wrzawa nie ucichła.
Zapadła noc głęboka. Księżyc ukazał się na bezchmurnem niebie i rozlewał swe blade srebrne światło na stary, pełen pamiątek gród stołeczny.
Dwaj młodzieńcy i dziewczyna pro wadząc konie za sobą, zbliżyli się do otworem stojących drzwi i wjechali w milczeniu i poważnie w ulice miasta, w którem zaczynała panować cisza. Okna starego zamku świeciły się jednakże na tle nocy.
Dwaj bracia spojrzeli w okna. Starej, poważnej postaci ich ojca już tam nie było, nie stał on w wielkiem oknie ostrokołowem oczekując na ich powrót.
Zwrócili się do poblizkiego, starego kościoła, w którym znajdowały się groby kasztelanów. Przywiązali konie, a następnie weszli do wysokich, otwartych drzwi świątyni, której wnętrze otwartem było przez noc całą.
Pojedyńcze postacie modlących się mężczyzn i kobiet, klęczały jeszcze tu i owdzie na kamiennej posadzce kościoła i odmawiały modlitwy.
Dwaj młodzieńcy poszli ku drzwiom prowadzącym do grobowców. Sassa postępowała za nimi.
Gdy otworzyli drzwi, okazała się przed nimi długa, nizka przestrzeń, do której schodzić było potrzeba po kilku stopniach. Korytarz ten był zresztą oświetlonym kilkoma u sufitu zawieszonemi lampami. Przy ścianach dookoła stały stare trumny i czyniły na wchodzących poszanowaniem przejmujące wrażenie.
Głęboka, uroczysta cisza panowała dokoła. Zegar wieżowy głucho dźwięczącymi uderzeniami oznajmiał północ.
Trumna Jakóba Sobieskiego stała na boku, ostatnia, w długim szeregu.
Obaj bracia przystąpili do niej i uklękli, aby pożegnać się z ojcem, i odmówić modlitwę.
Sassa pozostała po za nimi i podobnież uklękła.
Po chwili dał się słyszeć głos Jana Sobieskiego.
— Twoi synowie powracają przejęci żałobą, z dalekiej drogi i opłakują twoją śmierć, — mówił rozżalony syn, — nie możesz ręki z błogosławieństwem położyć na naszych głowach, ale duch twój otacza nas i będzie nam towarzyszył, zapalał nas do czynów, ażebyśmy dorównali wzorowi, jakim byłeś dla nas! Tak, mój ojcze, przysięgamy