Niektórzy mężczyźni odważyli się na to, nim jednak czółnem utorowali sobie drogę pomiędzy krami, odłam lodu, na którym znajdowała się ślepa niewolnica, już był daleko.
Nawet jej krzyk o pomoc, zamierający w oddali, nie dobiegł do nich.
Wreszcie prąd rzeki tak gwałtownie porwał odłam lodu wraz z nieszczęśliwą, że znikła w nocy i mgle...
W pałacu Zamojskich w Warszawie, który przeszedł na własność wdowy po zmarłym kasztelanie, był wielki ruch i ożywienie.
Pokoje i salony oddawna nieużywane oczyszczono z kurzu i przystrojono bogato.
Oczekiwano wielkiego marszałka koronnego Jana Sobieskiego i pięknej jego narzeczonej Maryi Kazimiery. Przywoził on ją ze starostwa do Warszawy, aby ją poprowadzić do ołtarza w starej katedrze, w której arcybiskup błogosławił związki małżeńskie królów i dostojników państwa.
Cała Warszawa przybrała się uroczyście i przypatrywała się z ciekawością wjazdowi narzeczonych, których nazwiska były w ustach wszystkich.
Piękna Marya zdjęła szaty żałobne, ażeby je zamienić na strój godowy.
Wszyscy pragnęli widzieć i powitać okrzykiem dzielnego wodza.
Król Michał patrzył z ukrytą niechęcią na te świetne przygotowania. Jakkolwiek mógł dotychczas polegać we wszystkich potrzebach na swym dzielnym wielkim marszałku i hetmanie Sobieskim, nasuwała mu się jednakże myśl, że lud i część panów w kraju oddają mu cześć prawie królewską. Nigdy jeszcze króla nie przyjmowano w tak zaszczytny sposób jak wodza Jana Sobieskiego.
Było to nie miłe spostrzeżenie.
A jednak król Michał był zmuszony łączyć się z ogólną uroczystością i pomnożyć jeszcze zaszczyty, jakie oczekiwanego i piękną jego narzeczoną oczekiwały.
Około południa wspaniałe karoce pary nowożeńców przebyły bramę miasta i zostały powitane okrzykami radości przez lud świątecznie przystrojony.
Król wysłał naprzeciw nim kilku wysokich dygnitarzy, ażeby przybywających powitali w jego imieniu.
Wspaniałe powozy przejeżdżały powoli ulicami miasta aż do portyku wielkiego, wspaniale oświetlonego kościoła, u wejścia do którego arcybiskup z duchowieństwem uroczyście powitał nowożeńców.
W przedsionku kościoła oczekiwali dostojnicy i znakomici goście.
Wszyscy przybyli, tylko Jagiellony i braci Paców nie było w liczbie gości weselnych.
Gdy Marya Kazimiera wysiadła z powozu, damy dworu poprowadziły ją prawą nawą kościelną do wielkiego ołtarza. W ubraniu ślubnem wyglądała ona tak młodo, że spojrzenia wszystkich zwracały się na nią z podziwem i zachwytem. Twarz jej jednakże była blada i tęskny wyraz wyczytać w niej było można.
Sobieski przeciwnie, uszczęśliwiony, z miną zwycięzcy wchodził do przedsionka kościoła, gdzie dostojnicy i przyjaciele jego powitali go serdecznie.
Orszak Sobieskiego utworzył szpaler.
Wkrótce potem zajechały powozy króla i królowej, którzy przybyli do