Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/209

Ta strona została przepisana.
215
JAN III SOBIESKI.

— Musiałam przybyć do ciebie, panie, ażeby cię zawiadomić, że wielkie zastępy Tatarów ciągną ku granicy, zamierzając przedsięwziąść wielki najazd i wszystko wyniszczyć po drodze, — mówiła dalej, klęcząc przed Sobieskim, Sassa, — wybacz mi, że tak przed tobą stoję! Ale niebezpieczeństwo jest wielkie! Nikt nie chciał się podjąć zanieść ci tej wieści. Zwołaj swych wojowników nim będzie zapóźno! Horda już przebywa granicę, a jest tak liczna jako piasek w morzu!
Król i otaczający słuchali głośno wypowiedzianych słów Sassy.
— I ty przynosisz nam tę wiadomość? tyś przez śniegi i zawieje odbyła tak daleką drogę? — zawołał Sobieski podnosząc klęczącą niewolnicę, — jest to czyn wielki i dzielny!
Wszyscy tłoczyli się, ażeby zobaczyć Sassę. Królowa zdjęła z szyi złoty łańcuch i włożyła ślepej niewolnicy na szyję.
— Ty ich zwyciężysz i pokonasz, dostojny panie! Jeszcze jest czas! — mówiła dalej z zapałem ślepa niewolnica, nie troszcząc się tem co się działo w koło niej, — teraz jestem zadowolona! Oznajmiłam ci zagrażające straszne niebezpieczeństwo.
— Z objęć miłości na pole walki! — rzekł Sobieski.
I zwróciwszy się do króla dodał:
— Oto stoi ta, która przyniosła wiadomość, najjaśniejszy panie! Pozwól mi zarz dzisiaj wieczorem wyruszyć, zwołać pułki i wyruszyć przeciwko tajemnie nadciągającym ku granicy.
Podczas, gdy król oznajmiał hetmanowi swoje zezwolenie, Marya Kazimiera przystąpiła do ślepej niewolnicy i ujęła ją za rękę.
— Pozostaniesz przy mnie, wierne dziewczę, — rzekła, — jesteś wybawicielką ojczyzny.
Arcybiskup przystąpił.
Sobieski pochylił przed nim głowę.
— Pobłogosław mnie na nową wojnę, księże arcybiskupie, — zawołał, — nie ma chwili czasu do stracenia! Bywajcie zdrowi!
Trudne do opisania wrażenie przejęło wszystkich. Wiadomość o grożącem nowem niebezpieczeństwie przechodziła z ust do ust. Wszyscy uwielbiali czyn ślepej niewolnicy.

48.
Allaraba i wezyr.

W wielkim bazarze w stolicy państwa tureckiego Stambule, panował jak zazwyczaj ruch bardzo żywy.
Starzy i młodzi wyznawcy islamu, przechodzili koło wystawionych towarów, pozdrawiając się właściwym sobie, poważnym i godnym sposobem.
Można było zabłądzić w tym labiryncie pokrytych u góry uliczek, w których bocznych ścianach, w niszach, kupcy porozkładali swoje towary.
W jednej z uliczek na lewo i na prawo, w długości stu kroków widać było tylko żółte skórzane pończochy i czerwone trzewiki, w innej indyjskie i perskie szale różnokolorowemi barwami wabiły kupców, w trzeciej połyskiwały wspaniałe złote i srebrne hafty, w czwartej handlarze futer powystawiali kosztowne, bogato przyozdobione futra, w innej jeszcze była porozkładaną i porozwieszaną broń rozmaitego gatunku, a w innej ulicy znajdowały się olejki różane, wosk i najrzadsze produkta Persyi i Indyi.
W ulicy bazaru zajętej przez handlarzy broni, siedzących za nizkiemi