Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/212

Ta strona została przepisana.
 218
JAN III SOBIESKI.

słudzy wielkiego wezyra podpatrują wszystko, co się dzieje w twoim pałacu.
Kara Mustafa drgnął niechętnie.
— Tak powiedział Allaraba? — zapytał.
— Mądry mój pan widzi wszystko, o panie, wielki mój pan wie wszystko!
Wiadomość ta przejmowała wezyra tajonym gniewem, który wyczytać było można z jego wzroku.
Timur śledził wpływ swoich słów, patrząc na wezyra z pod oka.
— Ale mój wielki i mądry pan dodał: słudzy wielkiego wezyra nie będą długo w pałacu podpatrywali, teraz tylko bądź ostrożnym Timurze, — mówił mój mądry i łaskawy pan, — i nie daj się spostrzedz szpiegom wielkiego wezyra!
— Niedługo będą w moim pałacu podpatrywali? — powtórzył Kara Mustafa.
— Tak powiedział mój wielki pan, o panie, a mój mądry pan wie wszystko! Namyślałem się zatem w jaki sposób najbezpieczniej i najłatwiej zbliżyć się do ciebie bez zwrócenia uwagi i podejrzliwości szpiegów. W tem spostrzegłem w bazarze rozkosz oka twojego, dumę twego pałacu, twego syna! W tej chwili plan mój gotów! Zbliżyłem się do niszy handlarza broni i udałem, że kradnę sztylet, ażeby mnie syn twój schwytał i tutaj kazał przyprowadzić i oto jestem tu, o panie, a szpiedzy wielkiego wezyra mogli tylko widzieć i słyszeć, że złodzieja do twego pałacu przyprowadzono!
— Na brodę proroka, jesteś przebiegłym, Indyaninie! — zawołał Kara Mustafa, — i droga, jaką obrałeś, podoba mi się! Umiałeś sobie poradzić! Bierz!
Wezyr rzucił Ti murowi skórzany woreczek ze złotem, który klęczący słu ga indyjskiego kapłana zręcznie pochwycił.
— Timur wielbi twą wspaniałomyślność i wielkość, dostojny i potężny wezyrze! Timur swe dzięki składa u twych stóp! — rzekł.
— Gdzież jest Allaraba, twój pan? — zapytał Kara Mustafa.
— Tam, w Pera, o panie, w swoim indyjskim domu.
— Jak tylko się ściemni, zaprowadzisz mnie do niego.
— Ażeby szpiedzy cię nie widzieli, włóż inne szaty, panie.
— Dobrze.
W tej chwili syn wezyra wszedł do pokoju i przyklęknąwszy przed swo im ojcem, wskazał na Timura.
— Czy słudzy przyprowadzili ci złodzieja? — zapytał, — ale co widzę? jest uwolniony z więzów?
— Pozostaw mnie wydawanie wyroków, — odpowiedział wezyr surowo, — ten Indyanin wytłómaczył mi jak to było. Rozkaż służącym, aby mu dali jeść i pić.
Syn wezyra był tem zarządzeniem zdziwiony, ale przywykł słuchać i oddalił się, aby wykonać rozkaz swego ojca.
Timur śmiał się ze służących, zmuszonych do usługiwania mu i karmienia go i jadł z wielkim apetytem.
Wieczorem wezyr włożył obszerny kaftan, włożył turban, który go czynił nierozpoznalnym i opuścił pałac z Timurem.
Było ciemno. W blizkości nie było widać żadnego szpiega, ale wezyr wierzył słowom sługi indyjskiego kapłana.
Udał się z nim ulicami miasta aż do zatoki, zwanej Złotym Rogiem.
Tu wsiadł wraz z Timurem do czół-