Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/215

Ta strona została przepisana.
221
JAN III SOBIESKI.

— A piękne twoje bajadery?... zapytał Kara Mustafa.
— Poweźmij postanowienie, a ukażą się! — rzekł kapłan, patrząc badawczo na wezyra, którego chciał zmusić do uległości!
Kara Mustafa nagle wyciągnął rękę do kapłana.
— Zabiję go! — przyrzekł.
W tej samej chwili dźwięki muzyki, niewiadomo skąd pochodzące, napełniły powietrze.
Przy tych czarodziejskich dźwiękach ukazały się naokoło piękne dziew częta, smukłe, ciemnego lica bajadery. Kołysały one swemi zalotnemi postaciami, ubrane tylko w krótkie, wyszywane złotem spódniczki. Czarne ich oczy płonęły podczas tańca, a szereg ich otaczał wezyra, który się zachwycał niemi po kolei, upojony rozkoszą tego widoku.
A w głębi stał Allaraba i badawszy wzrok jego z tryumfem spoczywał na wezyrze!
— Mam cię! — szeptał, a wyraz jego twarzy był przerażający, — jesteś moim niewolnikiem od tej chwili, Kara Mustafo, chociażbyś został wszechwładnym na pozór wielkim wezyrem! Ja będę panował, nie ty!

49.
Stary klasztor.

Znaczna część polskiego wojska po pokonaniu Doroszenki rozeszła się do domów. Wielcy panowie, którzy dostarczali żołnierzy, byli jak nam wiadomo, niezadowoleni, oddani waśniom i nie myśleli żadnych więcej ofiar ponosić na rzecz państwa i korony.
o szy n8Pv 4 o- gó opd Ś —ta-
Żołnierze zawerbowani przez króla Michała, rozproszyli się po ukończeniu wojny, tak, że właściwą siłę zbrojną stanowili tylko wierni osobiście Sobieskiemu i oddział około tysiąca pięciuset jeźdźców, tworzących zarazem gwardyę królewską, którzy również przywiązani byli do Sobieskiego.
Należy przyznać, że ta mała liczba wojska zaledwie zasługiwała na imię armii i zobaczymy wkrótce co Sobieski uczynił w nowym ucisku, który zagrażał jeko ojczyźnie.
Musimy jednak przedewszystkiem powrócić do owej epoki, kiedy Do roszenko został pobity, a Sobieski ze swojem rycerstwem powrócił do Krakowa, część zaś jego wojska rozwiązała się.
Oddział żołnierzy udał się do Żwań ca i przybył tam nazajutrz po zamurowaniu czerwonego Sarafana, ażeby wypocząć a następnie puścić się w dalszą drogę, w końcu zaś rozejść się do domów.
Sześciu jezdnych, po zaopatrzeniu w żywność przez mieszczan, udało się na kwaterę do starego klasztoru na końcu miasta.
Stare, na pół rozwalone mury spodobały się przywykłym do awanturniczego życia żołnierzom.
Urządzili oni sobie na jednym z krużganków wielkie posłanie ze słomy, na którem wieczór razem położyli się spać.
Jeden z żołnierzy przyniósł ogromne łuczywo i zatknął je w rozpadlinie muru. Czerwonawe światło łuczywa oświetlało obszerne sklepione krużganki, po których niegdyś przechadzali się mnisi.
Teraz cisza i pustka panowała w starym klasztorze.
Żołnierze jeden po drugim kładli się na posłaniu i usypiali szybko.