Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/219

Ta strona została przepisana.
225
JAN III SOBIESKI.

Ale czerwony Sarafan nie przyszedł.
Z rana warta opowiedziała o tem, co zaszło w nocy.
Wzburzenie, które z tego powodu powstało w mieście, niepodobna opisać.
Wszyscy pośpieszyli do starego klasztoru.
Znaleziono otwór w murze, a w niszy próżny dzbanek i szczątki chleba.
Czerwonego Sarafana nie było.

50.
Wdzięczność Mustafy.

Sułtan Mahomed IV był władzcą słabym, chwiejnego umysłu i podległym wpływowi pałacowych intryg.
Ojciec jego, Ibrahim, został przez janczarów złożony z tronu i zamordowany, a Mahomed w siódmym roku życia pod opieką matki dostał się na tron. Rozkosze wielkiego rodzaju, jakiemi otaczano młodego sułtana pozbawiły go wcześnie prawdziwej siły i energii, tak, że teraz mając lat dwadzieścia cztery, był zupełnie zależny od swoich doradzców.
Mahomed najchętniej przebywał w haremie i tam spędzał największą część czasu, nie troszcząc się bardzo o sprawy rządowe. Zdał on to na swoich wezyrów, w liczbie których najbardziej zakraść się umiał w jego łaskę Kara Mustafa, mający wtym czasie około lat czterdziestu.
Z rana po schadzce Mustafy z indyjskim kapłanem, wielki wezyr Achmed Koeprili i Wezyr Kara Mustafa spotkali się z sobą w pałacu sułtana.
— Dobrze się stało, szlachetny i czcigodny Mustafo, że cię spotkałem, — rzekł wielki wezyr życzliwie do kłaniającego mu się nizko wezyra, — mam ci oznajmić wiadomość, która cię niewątpliwie ucieszy!
— Tyle ci już winien jestem, wielki i łaskawy baszo, — odpowiedział Ka ra Mustafa, myśląc w tej chwili o spełnieniu danego indyjskiemu kapłanowi przyrzeczenia, to jest o zabiciu wielkiego wezyra i zajęciu jego stanowiska.
Słowa Mustafy były prawdziwe, chociaż nie pochodziły z serca.
Wszystko czem był, wszystko co posiadał, zawdzięczał on dobroci wielkiego wezyra, który z podrzędnego sta nowiska wyniósł go na wysokie dostojeństwo, jakie Mustafa zajmował w tej chwili.
— Wiedząc, żeś waleczny i przedsiębiorczy, obmyśliłem dla ciebie ważne stanowisko, — rzekł wielki wezyr. — Wiadomo ci, że zamierzamy przedsięwziąść wyprawę do Polski. Chciałbym ci powierzyć dowództwo nad nią.
— Dobroć twoja jest nieskończoną, szlachetny i wielki baszo, — odpowiedział Mustafa, — serce moje jest tak przejęte uczuciem wdzięczności, że usta nie znajdują dosyć wyrazów, ażeby je wypowiedzieć!
— Wiem, że mogę liczyć na twą wierność i przywiązanie, Kara Mustafo i pragnę mieć zawsze w tobie wiernego stronnika i przyjaciela! — dodał wielki wezyr i udał się do apartamentu sułtana.
Mustafa sam pozostał w przedsion ku.
Wyraz nienawiści zastąpił układną minę, którą przybrał przed chwilą.
— Chcesz mnie się pozbyć! chcesz mnie usunąć! — mówił do siebie, patrząc szatańskim wzrokiem za odchodzącym, — ale się mylisz w rachunku chytry Achmedzie! Kara Mustafa cię uprzedzi! Czyż mi nie powiedział sługa