Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/221

Ta strona została przepisana.
227 
JAN III SOBIESKI.

— Masz słuszność. Te obowiązki są pierwsze. Ale cóż zamierza Achmed?
— Obawiam się wymówić tu, najpotężniejszy władco, gdyż samo wypowiedzenie takiej myśli jest zagrożone śmiercią.
— Przestraszasz mnie, Mustafo! — zawołał sułtan.
— Achmed obawia się mnie, ponieważ zna moją wierność! Każe szpiegować mój pałac i obserwować mnie na każdym kroku, z powodu swego zbrodniczego planu.
— Chcę wiedzieć jaki to plan! Rozkazuję ci powiedzieć! Wezyr padł przed sułtanem na kolana.
— Łaski, najpotężniejszy panie! — zawołał, — narażę życie swoje, jeżeli powiem, co Achmed uczynić zamierza!
— Nie lękaj się niczego. Owszem wynagrodzę cię za wyznanie, które będzie mi dowodem twojej wierności.
— A więc słuchaj, najpotężniejszy władco! Twój wielki wezyr Achmed zamierza cię zdetronizować i zabić! — rzekł Kara Mustafa.
Sułtan przeląkł się widocznie... drżał już o swe życie, a ponieważ, jego ojciec padł ofiarą intryg pałacowych i został zamordowany przez janczarów, straszny więc obraz stanął mu przed oczyma, gdy Kara Mustafa wymówił te słów kilka.
— Kto ci zdradził zamiar Achmeda? — zapytał sułtan.
— On sam, najpotężniejszy panie! Chciał mnie pozyskać dla swoich zbrodniczych planów.
— Rozumiem. I dla tego, uważając cię za swego sprzymierzeńca, chce cię postawić na czele wojsk! — rzekł sułtan ponuro, — wierzę ci, — ponieważ słowa twoje dotyczą twego dobroczyńcy, o którym twój język nie mógłby powiedzieć kłamstwa. Ale masz słuszność Mustafo, zamiar podobny znosi wszelkie obowiązki wdzięczności.
— Miałem do wyboru umrzeć, albo też złożyć przed tobą zeznanie, najdostojniejszy władco, otóż przyszedłem i zeznałem.
— Nie wyjdzie to na twoją szkodę, Mustafo! Nie chciałbym zwracać niczyjej uwagi. Jeżeli wielkiemu wezyrowi poślę czerwony sznurek, to może zapomnieć go użyć.
— Mógłby się domyśleć niebezpieczeństwa, najpotężniejszy panie. Lepiej będzie, jeżeli Achmed nagłe umilknie!
— Sądzę, iż najlepiej uczynię, jeżeli los jego i życie złożę w twoje ręce tego, który go swoim dobroczyńcą nazywa.
— W moje ręce najdostojniejszy panie?
— Tak, w twoje ręce! Widzisz stąd, że mam w tobie nieograniczone zaufanie. Nie nadużyj go! Możesz tej nocy tego, o którym mi mówiłeś, kazać wsadzić na okręt, płynący do Epiptu i wysłać na wygnanie, jeżeli serce twoje przemawia za darowaniem mu życia... Możesz, jeżeli to uważasz za potrzebne, kazać go zabić. Jeden tylko warunek kładę ci, Mustafo: Milczenie!
— Sługa twój słucha, najpotężniej szy panie i władco! — odpowiedział Kara Mustafa, i wstał, ażeby opuścić pokój sułtana, który tego wezyra uważał za najwierniejszego i najlepszego swego sługę.
Mustafa kilkakrotnie zręcznemi radami i okrucieństwem przeciw chrze ścijanom zwrócił jego uwagę i zjednał sobie życzliwość, a następnie pozyskał całe zaufanie Mahomeda.