nili to tylko zaciężni. Moje rycerstwo nigdy tego nie robi.
W chwili, gdy Wychowski schwyconego na uczynku obdzieracza trupów oddawał nadchodzącej straży polowej z rozkazem, ażeby go powiesili na pierwszem drzewie, ciężko poraniony, ale żyjący jeszcze Tatar rzucił się do nóg wodza.
— Uwolnij mnie od moich męczarń, wielki wodzu — zawołał, — dobij mnie! Ulituj się nademną! Przyjmij ten podarunek odemnie jest on ciebie godny!
Tatar trzymał w ręku pudełko metalowe, o które walczył przed chwilą z żołnierzem.
— Na wszystkich świętych, wodzu nie przyjmuj podarunku Tatara, — zawołał Wychowski, przestraszony o Sobieskiego, — zaraza jest z nim połączoną! Chce on ci oddać czarną śmierć, dżumę, ażeby ciebie i twoich wytępił! Nie ufaj temu Tatarowi, wodzu.
— Zadaj mi śmierć! — błagał raniony, — weź ten podarunek za to, żeś mnie uwolnił z rąk rabusia, który mnie nie zabijał, tylko dręczył, ażeby mnie zmusić do oddania mojego skarbu. Gdyż to jest skarb wodzu! Weź go! Nie wierz słowom twojego adjutanta! W tej skrzynce nie ma zarazy! Łańcucha, który się w niej znajduje, nie nosił żaden dotknięty zarazą.
Sobieski miał chęć wysłuchać błagalnej prośby rannego.
— Nie przyjmuj podarunku, wodzu! — ostrzegał go adjutant.
— Umierający Tatar nie kłamałby w godzinie śmierci! — rzekł Sobieski.
— Wiara jego uczy go, że spełni dobry uczynek, jeżeli tobie i nam wszystkim śmierć żada! — utrzymywał Wy chowski.
— Przyjmij pudełko! Masz małżonkę! Zanieś jej łańcuch! Jeden tylko jeszcze taki istnieje na świecie... jest on własnością sułtana! Nie zaraza, nie czarna śmierć przywiązaną jest do tego łańcucha, przynosi on zdrowie i długie życie! Godzien jesteś go posiadać! Ty, wielki wodzu, wyrwałeś mnie z rąk nieprzyjaciela! Weź i dokończ swego szlachetnego czynu, któryś spełnił względem nieprzyjaciela... Zabij mnie ażebym był wolny od męczarni.
Sobieski wziął pudełko.
— Skąd to masz, Tatarze i jak się nazywasz? — zapytał.
— Iszym Beli, panie! Pudełko z łańcuchem pochodzi z dalekiego wscho du, żona kalifa nosiła ten łańcuch. Matka moja byja jej sługą i otrzymała go w nagrodę za ocalenie jej życia.
— Nie zabiję cię Iszymie Beli, będę się starał ocalić ci życie, — rzekł Sobieski.
— Co chcesz uczynić, panie? Chcesz takie dobrodziejstwo wyświadczyć swemu wrogowi? — zapytał Tatar.
— Zdaje ci się że to jest niemożebnem, ponieważ nie jest to w zwyczaju u twego ludu!
— Więc przyjmujesz mój podarek, panie?
— Ufam ci, że nie jest zapowietrzo ny, Iszymie Beli.
— Zabijesz mnie, panie, jeśli tobie albo twojej małżonce najmniejszą szko dę przyniesie!
— Kupię go od ciebie! Tymczasem zarządzę, żeby ci dano pomoc.
Sobieski przywołał patrolu obozowego i kazał odnieść do swego namiotu ciężko rannego Tatara.
Żołnierze nie wierzyli swym uszom.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/225
Ta strona została przepisana.
227
JAN III SOBIESKI.