Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/227

Ta strona została przepisana.
229
JAN III SOBIESKI.

na! Jest wolny! Darowałem mu wolność. Jeżeli sobie pójdzie, dobrze! Nie będę pytał, dokąd się udaje. Ale jeżeli pójdzie za mną, to go zatrzymam przy sobie i będę się starał serce jego pozyskać. Taką jest moja wola.

52.
Sprzysiężenie.

Odwaga i dzielność Sobieskiego i tym razem ocaliły Polskę od niebezpieczeństwa, ale już nowe klęski jej groziły.
Przykład wielkiego marszałka koronnego wpłynął jednak zbawiennie na Polaków i wzbudził na nowo w ich sercach miłość ojczyzny.
Zagrażało niebezpieczeństwo wojny z Turkami, i aby zebrać środki do jej prowadzenia, postanowiono zastawić klejnoty koronne.
Tylko trzej ludzie jeszcze ze swymi stronnikami wstrzymywali się od ofiar i ogólnego współudziału, trzej ludzie, którzy znieść nie mogli na czele narodu króla Michała i jego hetmana.
Michał jednakże starał się wszelkiemi sposobami spełniać swe obowiąz ki i okazywać się godnym korony.
Burze, jakie miotały Polską podczas jego panowania, przypisać należy raczej jego nieszczęśliwej gwieździe, niż nieumiejętnym rządom.
Był to człowiek, który otrzymał świetne wychowanie i uczył się wiele. Dziewięcioma językami mówił biegle. Osobistej odwagi także mu nie brakowało, brak mu było raczej silnej woli i energii w stawianiu skutecznem czoła nieszczęściom.
Jakkolwiek nie udało mu się pokonać niechęci magnatów, rycerstwo jednak było mu wiernie oddane.
Zarzucając mu nieumiarkowane u podobanie w biesiadach, a podskarbi Morsztyn miał raz do niego powiedzieć że nie potrzebuje się obawiać, ażeby go otruto, gdyż on sam wyręcza trucicieli, jedząc bez uwagi na zdrowie. Zdaje się jednak, że Morsztyn zostawał w związkach z jego nieprzyjaciółmi, a samo to odezwanie się mogło mieć na celu danie naturalnego pozoru i pokrycia jakiemu projektowanemu zamachowi na życie nielubianego monarchy, którego wyniesienie na tron solą w oku było dla tych, co mu przedtem byli równi.
Król miał wówczas zaledwie lat 25.
Nadeszła wiosna. Wiśniowiecki z dworem swoim znajdował się w Warszawie.
Pewnego ciemnego i parnego wieczoru opuściła miasto kareta i pojechała drogą ciągnącą się nad brzegiem; rzeki.
Ciemne chmury, osłaniające niebo, rozdzierały się niekiedy na chwilę i przepuszczały promienie księżyca w pełni.
W jednem z oddalonych miejsc nadbrzeżnych kareta zatrzymała się i otworzyły się jej drzwiczki.
Gęstym welonem osłonięta dama w ciemnem okryciu wysiadła z powozu i rozkazała służącemu, aby pozostał przy karecie.
Sama odeszła i udała się do odwiecznego, olbrzymiego drzewa, stojącego w blizkości rzeki.
Gdy przybyła pod drzewo, księżyc wychylił się znowu z poza chmur i można było spostrzedz, że pod drzewem znajdował się wielki kamień ofiarny, na środku którego było głębokie wy-