Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/228

Ta strona została przepisana.
230
JAN III SOBIESKI.

żłobienie, mające kształt ludzkiej stopy.
Zaledwie zawelonowana dama przy stąpiła do tego kamienia, gdy coś się poruszyło pod drzewem i z ciemności wyszedł człowiek w długiej, białej odzieży.
— Kto cię przysyła? — zapytała okryta welonem kobieta.
— Mój pan i mistrz! Wymień mi jego imię, dostojna pani, ażebym poznał, czy jesteś tą, do której mam polecenie! Następnie ja powiem ci twoje imię, ażeby ci dać dowód, że jestem tym, którego tutaj szukasz podczas pełni, odpowiedział człowiek w białej odzieży,
— Przyszłam tu do posłańca od Al laraby. — Więc bądź pozdrowiona w tem miejscu dostojna wojewodzino Wassalska! — rzekł, kłaniając się nizko i krzy żując ręce na piersi wysłaniec indyjskiego kapłana.
Jagiellona uchyliła zasłonę.
Blask księżyca padł na jej twarz i oświecił jasno blade jak z marmuru wykute rysy.
— Jakąż wieść mi przynosisz, wysłańcze Allaraby? — zapytała.
Człowiek w białej odzieży, który się zdawał młodym jeszcze, a którego twarz okryta była zasłoną, podobną do używanych przez kobiety w Turcyi, z pod której widać było tylko oczy jego i usta, zbliżył się do wojewodziny.
— Misya moja brzmi niejasno, dostojna pani przyjaciółko mego mądrego i potężnego pana, ale zrozumiesz jej znaczenie, ponieważ wyjaśnienie otrzymałaś już inną drogą.
— Jak brzmi twoja misya? — zapytała Jagiellona.
Młody człowiek w białej odzieży wydobył z pod sukni podłużny przedmiot obwinięty w cienką skórę i położył na kamieniu ofiarnym.
— Słońce jest ogniem, który błogosławieństwo rozlewa, — mówił młody człowiek, — zapal ogień nocy, który śmierć niesie.
Wyraz zrozumienia a zarazem tryumfu przebiegł twarz Jagiellony.
— Przynosisz mi ten tajemniczy przedmiot? — zapytała, wskazując na podłużną paczkę obszytą w skórę, — czy wiesz, co w tej paczce się mieści?
— Nie, dostojna pani, wie to tylko mój mądry i potężny pan! Rozkazał mi, abym ci to położył na kamieniu ofiarnym!
W tej chwili na drodze dał się słyszeć wyraźny tętent zbliżających się jeźdźców.
Jagiellona wzięła przedmiot z kamienia ofiarnego i ukryła pod okryciem.
— Ktoś przybywa, — rzekł młodzieniec którego oczy błysnęły, — kto może przybywać o tej godzinie?
— Nie obawiaj się niczego! Oddal się śmiało i zanieś swemu panu pokłony i podziękę, odpowiedziała Jagiellona, — spełniłeś dane ci zlecenie! Weź to jako nagrodę!
To mówiąc, podała nizko kłaniającemu się słudze małą jedwabną sakiewkę z kilkoma sztukami złota.
Wysłaniec Allaraby wziął sakiewkę i znikł w głębokiej ciemności, która znowu okryła stare olbrzymie drzewo i kamień ofiarny.
Jeźdźcy podjechali bliżej.
Jagiellona pozostała w cieniu pod drzewem.
Dały się słyszeć trzy głosy, było zatem trzech jeźdźców.
— To musi być tutaj! — zawołał