nowi o wszystkiem!... I twoje życie jest w mych rękach, Michale! i twoje także dumny Janie Sobieski! Musicie mi ustąpić z drogi... z drogi do tronu!... Tak, indyjski kapłanie, będziesz mnie podziwiał! Najbliższe moje doniesienie dowiedzie ci, że umiem działać! A jeśli sądzisz, Allarabo, że w końcu i mną zawładniesz, to mylisz się! Jagiellona używa cię ale ci się nie podda.
Z takiemi myślami wojewodzina wróciła do swego powozu.
Sułtan Mahomet w dniu w którym miała miejsce rozmowa z Karą Mustafą, późnym wieczorem, jak codziennie udał się do chłodnego i przewiewnego gwiaździstego kiosku, gdzie okrytą zasłoną nowa niewolnica z ziemi czerkieskiej, przygrywając sobie na lutni, śpiewała mu swoje pieśni ojczyste.
W czasie śpiewu przywódzca eunu chów wszedł i oznajmił wielkiego wezyra.
Achmed Koeprili otrzymał pozwolenie wejścia.
Sułtan spoczywający na sofie spój rżał szczególnie badawczo na podanego w najcięższe podejrzenie swego doradcę.
— Czy przychodzisz mi co donieść? — zapytał, — jeżeli tak, to mów prędko, wolę słuchać śpiewu czerkieski niż twojego gadania.
Achmed zdziwił się.
Słowa sułtana wskazywały, że coś nakształt niełaski wisiało nad głową wielkiego wezyra.
— Jeżeli moja obecność przerywa twą rozrywkę, najpotężniejszy władco prawowiernych, to pozwól, żebym się oddalił, — rzekł kłaniając się nizko.
— Cóż cię sprowadziło? — zapytał sułtan.
— Chciałem zdać ci sprawę o ruchach twoich wojsk, najpotężniejszy sułtanie.
— Jakże możesz wiedzieć co o nich kiedy przy nich nie jesteś, — odpowiedział sułtan, — o ile znam historyę mego wielkiego i potężnego państwa, wiem, że albo sam sułtan, albo wielki wezyr dowodził zawsze wojskami udającemi się na wojnę.
— I jabym poszedł za tym przykładem przodków, najpotężniejszy wła dco, gdyby nie to, że moją obecność tutaj uważam za potrzebną! Dlatego wysyłam do armii Kara Mustafę, o którym wiem, że jest ci wierny, że jest przedsiębiorczy i że na nim mogę polegać.
— Dlaczegóż twoja obecność tu jest potrzebną? — przerwał sułtan.
— Bo muszę czuwać, najpotężniejszy władco!
— Rozumiem! — zawołał Mahomed, — i dlatego każesz pilnować Kara Mustafy.
Wielki wezyr spojrzał zdziwiony, nie rozumiejąc słów sułtana.
— Kara Mustafa nie jest pilnowany, władco władców, — odpowiedział.
— A więc nad kimże czuwasz?
— Nad twojem życiem i bezpieczeństwem, najdostojniejszy padyszachu, — odpowiedział śmiało Achmed Koeprili.
— Więc uważasz, że życie moje jest zagrożone, czy też chcesz tylko okazać się dla mnie niezbędnym? — zapytał sułtan.