Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/232

Ta strona została przepisana.
 234
JAN III SOBIESKI.

— Niech mnie Allach uchowa od takich nieczystych zamiarów!
— A może chcesz zwrócić podejrzę nie na kogo innego?... Ale dosyć!... Nie chcę słuchać twojego sprawozdania o ruchach mojej armii idącej do Polski! Wysłucham go od tego, co będzie dowodził mem wojskiem! Twoje raporta nie mogą być dosyć pewne!
— Jeśli rozkażesz, panie panów, żebym się udał do armii, to jeszcze tej nocy wyjadę.
— Możesz się przygotować do wyjazdu... Kiedy on nastąpi, nie wiem jeszcze! Idź i nie przerywaj dłużej śpię wu czerkieski.
Achmed Koeprili zrozumiał z tej odprawy, że jakaś tajna dworska intryga pracuje nad jego obaleniem.
Zdawało się jednak, że sułtan nie powziął jeszcze ostatecznego postanowienia.
Gdy wielki wezyr opuścił wewnętrzne pokoje kiosku i wszedł do przedsionka, przywódca eunuchów, który jemu zawdzięczał swoje korzystne miejsce, zwrócił się nagle do niego i ukląkł przed nim.
— Szlachetny Achmedzie! — zawo łał, — nie idź przez ogród!
Wielki wezyr spojrzał na Murzyna zdziwiony.
— Co znaczy ta przestroga? Czyżby mnie niełaska padyszacha miała tak szybko dosięgnąć? — zapytał Achmed.
— Usłuchaj mojej przestrogi, wspaniałomyślny baszo, nie idź tej nocy przez ogród! — prosił Murzyn.
— Muszę wrócić do mojego pałacu, wiesz o tem.
— Nie wrócisz do niego, panie.
— To co mi tej nocy tutaj zagraża, grozić mi będzie jutro w moim pałacu, — odpowiedział wielki wezyr z uśmiechem.
— Tam stoi lektyka padyszacha. Wsiądź do niej. Niewolnicy przeniosą cię przez ogród. Gdy się wydostaniesz z Seraju, wsiądź tej nocy jeszcze na jeden z okrętów odpływających z portu!
— Więc aż tak źle jest ze mną? — zapytał Achmed, — no, zdaje mi się, że wierzysz tak jak ja, iż nikt nie zdoła ujść swojego losu! To co mnie tutaj ma spotkać, spotka mnie także na odległem wybrzeżu! Dziękuję ci za ostrzeżenie, które mi twego przywiązania dowodzi! Życzę ci, żeby ci ta usługa nie przyniosła kłopotu! Bądź zdrów!
— Jesteś zgubiony! Nie zobaczę cię więcej...
— Śmierć nas wszystkich czeka! Nie lękam się jej!
— Ale ciebie spotka przedwcześnie!
— Jesteśmy w ręku Allacha!
— Weź ten sztylet ażebyś się mógł obronić!
Wielki Wezyr odmownie wstrząsnął głową.
— Zatrzymaj swoją broń, — rzekł, — widziałeś żem przypasał szablę w przedsionku, wystarczy mi ona do obrony! Powiem ci jednak, że obrona jest niedorzecznością, jeżeli Pan zdecydował już o czyjemś życiu lub śmierci. Puść mnie! Co Ałłach mi przeznaczył, stanie się, choćbym uszedł na koniec świata! A kogo jak mnie śmierć oderwie od pracy i spełniania obowiązków, tego zgon jest pięknym! Zdaje mi się jednak, że twoja obawa jest bezpodstawną! Cóżby mnie mogło spotkać w ogrodzie! Nie, nie, widzisz tę rzecz zbyt czarno! Mimo to dziękuję ci za twoje przywiązanie i nie zapomnę o niem nigdy!