Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/24

Ta strona została przepisana.
26
JAN III SOBIESKI.

Słońce pochyliło się ku zachodowi, gdy Jan Sobieski przybył do zamku. W tej samej chwili z poblizkiego lasu zbliżyła się do niego gromadka jeźdźców ze sforą psów.
Michał Wassalski powracał z polowania ze strzelcami. Przy boku jechała dumna, piękna Jagiellona, jego małżonka, trzymając na ręku uszlachetnionego sokoła.
Gdy wojewoda Wassalski spostrzegł przed zamkiem obcego jeźdźca, zatrzymał się na chwilę.
Twarz jego zachmurzyła się. Zbliżył się do swojej małżonki, która podobnież przypatrywała się gościowi.
— Jeżeli się nie mylę, — szepnął tak żeby jadący za nimi strzelcy nie słyszeli tych słów, — to ten młodzieniec jest Janem Sobieskim.
Na marmurowo bladem obliczu Jagiellony, odbiło się wrażenie, jakie na niej uczyniły te słowa. Na chwilę jednak tylko drgnęła jej twarz i wzrok błysnął, potem zapanowała nad sobą i przyjęła tę spokojną postawę, która ją czyniła podobną do marmurowego posągu.
Jan Sobieski na koniu oczekiwał zbliżenia się orszaku i pozdrowił ukłonem jadącą na przodzie parę.
— Jeżeli wyruszacie na wojnę i chcecie spocząć w moim zamku, to witajcie mile ktokolwiek jesteście, — rzekł doń Michał Wassalski, — zamek mój nikomu nie odmawia gościnności!
— Przyjmuję wasze zaproszenie na tę noc, dostojny wojewodo, — odpowiedział Jan Sobieski.
Jeden ze służących zbliżył się do niego, aby przytrzymać i odprowadzić jego konia.
Podczas gdy Michał Wassalski i jego małżonka zsiadali z koni, zeskoczył i ich gość ze swego wierzchowca i udał się wraz z nimi do starożytnego zamku.
Gdy wszedł do wysokiej, obszernej komnaty, w której już było nakryte do stołu, Jagiellona z zimnym uśmiechem zaprosiła go, aby zajął miejsce przy stole.
Wzrok Jana Sobieskiego skierowany był na piękną wojewodzinę, której królewska postać przypominała Junonę.
— Pozwólcie mi, zacni państwo, że przedewszystkiem wam powiem, iż ten, któremu udzielacie gościnność, jest synem zamordowanego na wiosnę Jakóba Sobieskiego, — zaczął młodzieniec zajmując wskazane sobie miejsce przy Jagiellonie, — jestem Jan Sobieski!
— Z podwójną przyjemnością witamy w was syna szlachetnego kasztelana krakowskiego, — odpowiadziała Jagiellona, — pragniemy, aby naszemu gościowi w naszym zamku dobrze było i aby tu zabawił, dopóki mu się podoba.
— Więc udajecie się do wojska? — zapytał Michał Wassalski, który był poważny i małomówny.
— Mój brat Marek i ja, gdy przyjdzie pora, znajdziemy się w orszaku wojowników, — rzekł Jan Sobieski, — teraz mamy inny cel przed sobą, pewien obowiązek niemniej święty jak służba ojczyzny.
— Jakiż to cel? — zapytała Jagiellona.
— Szukam mordercy mego ojca, tego nędznika, który sędziwego kasztelana krakowskiego zamordował w jego sypialni, — odrzekł Jan Sobieski, — przy zwłokach mojego ojca przysiągłem pom ścić jego śmierć i krew jego zmyć krwią mordercy.
— Pochwalam wasz zamiar, szlachetny Janie Sobieski, — rzekła Jagiellona podnosząc napełniony winem kie-